Badania wykazują, że chociaż 20 lat temu znaczna
większość kobiet w Polsce była zadowolona ze swego wyglądu, w tej chwili
takie zadowolenie potwierdza niewielki odsetek badanych. Prawdopodobnie
przyczyną tego jest natłok idealnych kobiecych ciał w telewizji,
stanowiących niedościgniony wzór dla większości zjadaczek chleba.
Ja nigdy nie miałam aspiracji do wyglądu modelki, może dlatego, że nie miałam na to szans, więc patrzę na te idealne ciała w filmach i reklamach z obojętnością. Ale jest coś, co mnie w szklanym świecie porusza do głębi. A jest to... porządek, jaki panuje w domach. Czy widział ktoś mieszkanie w serialu lub filmie, w którym na meblach zalegałaby warstewka kurzu, pod łóżkiem leżała skarpetka, a na kwiatku w doniczce zżółkłby choć jeden listek? Czy na dywanie w domu, zamieszkałym przez rodzinę z dziećmi, widać choć ślad rozlanego parę dni wcześniej soku marchewkowego, a na lustrze w przedpokoju odciski tłustych paluszków? Nawet w reklamach środków czystości, gdzie konieczne jest ukazanie brudu, jest on zazwyczaj przedstawiony jakoś tak... estetycznie.
Walcząc bezustannie o to, by nasze mieszkanie było widoczne spod warstwy zabawek, ubrań i butów, rzucanych przez domowników gdzie popadnie, powoli wpadam w kompleksy. Nawet gdybym poświęciła parę godzin snu i doprowadziła mieszkanie do ładu, to gdy tylko odwrócę głowę, bałagan natychmiast wskoczy na miejsce.
Wiem, że cukierkowy świat nie ma nic wspólnego z realnym, ale obraz idealnego mieszkania sączy się powoli do mojego mózgu i jątrzy... Pragnę mieć takie piękne, jasne, czyściutko posprzątane mieszkanie bardziej, niż zamienić się na biusty z Angeliną Jolie.
Swoją drogą ciekawe, co by wybrał mój wielbiący porządek mąż...
Ja nigdy nie miałam aspiracji do wyglądu modelki, może dlatego, że nie miałam na to szans, więc patrzę na te idealne ciała w filmach i reklamach z obojętnością. Ale jest coś, co mnie w szklanym świecie porusza do głębi. A jest to... porządek, jaki panuje w domach. Czy widział ktoś mieszkanie w serialu lub filmie, w którym na meblach zalegałaby warstewka kurzu, pod łóżkiem leżała skarpetka, a na kwiatku w doniczce zżółkłby choć jeden listek? Czy na dywanie w domu, zamieszkałym przez rodzinę z dziećmi, widać choć ślad rozlanego parę dni wcześniej soku marchewkowego, a na lustrze w przedpokoju odciski tłustych paluszków? Nawet w reklamach środków czystości, gdzie konieczne jest ukazanie brudu, jest on zazwyczaj przedstawiony jakoś tak... estetycznie.
Walcząc bezustannie o to, by nasze mieszkanie było widoczne spod warstwy zabawek, ubrań i butów, rzucanych przez domowników gdzie popadnie, powoli wpadam w kompleksy. Nawet gdybym poświęciła parę godzin snu i doprowadziła mieszkanie do ładu, to gdy tylko odwrócę głowę, bałagan natychmiast wskoczy na miejsce.
Wiem, że cukierkowy świat nie ma nic wspólnego z realnym, ale obraz idealnego mieszkania sączy się powoli do mojego mózgu i jątrzy... Pragnę mieć takie piękne, jasne, czyściutko posprzątane mieszkanie bardziej, niż zamienić się na biusty z Angeliną Jolie.
Swoją drogą ciekawe, co by wybrał mój wielbiący porządek mąż...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz