Strony

czwartek, 28 grudnia 2006

Danusia!!!

Danusia ma bardzo silne poczucie własnej tożsamości.

Raz na przykład postanowiła mnie uczesać:

D: - Ale ładny z ciebie chłopczyk!
Ja: - Ja nie jestem chłopczyk, tylko mama! A ty Danusiu, jesteś chłopczyk czy dziewczynka?
D: - Ja jestem Danusia! - odpowiada zdziwiona, że pytam ją o coś tak oczywistego.

Tatuś: - Chodź do mnie, kotku!
D: - Ja nie jestem kotek, ja jestem Danusia!

Ja: - Cześć Słoneczko! - mówię do przecierającej oczy Danusi.
D: - Ja nie jestem słoneczko, ja jestem Danusia!!! - odpowiada na wpół śpiąca.


Czasami to poczucie własnej tożsamości posuwa się nieco za daleko.

Ja: - Jak masz na imię?
D: - Danusia!
Ja: - A jak ma na imię Twoja siostrzyczka?
D: - Danusia!!!

 

Lala też ma na imię Danusia. Wszystkie lalki Danusi mają na imię Danusia bądź Emilka :)

środa, 20 grudnia 2006

Alabastrowa czekoladka

Staś: - Jak ja będę sześciolatkiem, to Danusia będzie czterolatkiem, a Emilka dwulatkiem.Danusia: - Nie, ja będę czekoladkiem!

Taaaak... Ale to musiałaby być biała czekolada :)

poniedziałek, 11 grudnia 2006

Jak korek z szampana

Miałam napisać, jak to było z przyjściem Emilki na świat, a więc piszę, póki jeszcze cokolwiek pamiętam.

Mój lekarz po ostatniej wizycie skierował mnie do szpitala z uwagi na małą masę dziecka (USG wykazało wagę 2600 g). Na szczęście nie użył przy mnie terminu "hipotrofia płodu", gdyż ten termin brzmi tak złowrogo, że pewnie nie mogłabym spać po nocach z obawy o Emilkę. A termin ten oznacza poprostu niską masę urodzeniową, która może, ale nie musi, wiązać się z pewnymi komplikacjami.

A więc 16 listopada pojawiłam się w szpitalu zła, że mnie zabierają od dzieci. Uważałam, że pobyt w szpitalu wcale nie jest konieczny, a ja muszę robić rodzinie kłopot, podrzucając im dzieci na nie wiadomo jak długo. Początkowo miałam nadzieję, że mnie wypuszczą po 1-2 dobach obserwacji, ale moje nadzieje okazały się płonne i musiałam pogodzić się z tym, że zostanę w szpitalu aż do porodu. Zarówno Staś jak i Danusia urodzili się ponad tydzień po terminie, a więc obawiałam się, że mogę tam poleżeć nawet 2 tygodnie, a każda noc na szpitalnym łóżku była dla mnie strasznym przeżyciem.

Oddział patologii ciąży to trochę jak czyściec. Prawie wszystkie przebywające tam kobiety marzyły o tym, żeby znaleźć się "po drugiej stronie", czyli na oddziale położniczym, już z maleństwami u boku. To byłoby zupełnie jak przejście z czyśćca do nieba. Kobiety zawożone na porodówkę żegnane były zazdrosnymi spojrzeniami, bo większość z nas była już po przewidywanym terminie porodu. Jakoś żadna z nas nie brała pod uwagę tego, że przejście z jednego oddziału do drugiego wymagać będzie dużej porcji bólu, czasem trwającego wiele godzin. Przy okazji poznałam kilka "domowych" sposobów na wywołanie akcji porodowej. Najbardziej utkwiły mi w pamięci dwa z nich: jeden polegał na wypiciu mocnej kawy - pół szklanki kawy sypanej, zalanej szklanką wrzątku, a drugi - na wypiciu ćwiartki wódki. Tak sobie myślę, że ja na miejscu maleństwa też bym się starała szybko ewakuować z tak skażonego środowiska ;)

Z trudem przetrwałam weekend w szpitalu, gdy nic właściwie się nie działo i z współtowarzyszkami niedoli zabijałyśmy czas, oglądając telewizję na dwuzłotówki. W sobotę podłączono mi kroplówkę z oksytocyny, żeby sprawdzić, czy pojawią się jakieś skurcze, ale nawet cienia skurczu nie było. Tym bardziej spodziewany termin porodu stał się bardziej odległy...

Wbrew moim przypuszczeniom, w nocy z niedzieli na poniedziałek pojawiły się u mnie regularne skurcze. Pomyślałam sobie, że dobrze, że poprzedniego wieczoru z nudów zrobiłam sobie dokładny pedicure - w końcu moje stopy w najbliższym czasie znajdą się na dość eksponowanym miejscu ;) O szóstej rano powiedziałam położnej, że mam skurcze co 10 minut, więc podłączyła mnie do KTG. Te moje skurcze jakoś nie zapisywały się na aparacie, więc chyba siostra nie wzięła ich zbyt serio. Najwyraźniej uważała, że to wszystko jeszcze długo potrwa. Ja też  tak myślałam, bo skurcze nadal pojawiały się nie częściej niż co 10 minut. O 7.00 nastąpiła zmiana warty, nikt na mnie nie zwracał uwagi, więc w pewnej chwili musiałam zawołać położną, że już mam skurcze parte. Dopiero wtedy zostałam zbadana i okazało się, że to już... Biegiem wieziono mnie na porodówkę przez długie korytarze, krzycząc, że nie wolno mi przeć, mam tylko głęboko oddychać! Siostry bały się, że im urodzę po drodze ;) Gdy w końcu dotarłam na miejsce i wrzucono mnie na odpowiedni "fotel" upewniłam się, że mogę już przeć i... po minucie położono mi Emilkę na brzuchu. Trudno mi było uwierzyć, że to już, byłam wręcz w szoku! Emilka, z uwagi na swoje niewielkie rozmiary, poprostu wyskoczyła jak korek z szampana ;)

Wszystkim aktualnie ciężarnym czytelniczkom życzę takiego porodu. Do tej pory uśmiecham się na to wspomnienie. Szczególnie gdy sobie przypomnę, jak mnie w biegu wieziono na porodówkę. Zupełnie jak w serialu "Ostry dyżur" - tylko drzwi za nami trzaskały ;)

czwartek, 7 grudnia 2006

Smak jeża


Staś poszedł wczoraj z tatą do fryzjera. Jak zwykle wrócili obaj ostrzyżeni na 3 mm. Prawie jak Emilka. O tak:

 

Staś z wyraźną przyjemnością głaszcze miękki meszek na swojej głowie.
Po wieczornej kąpieli przejechał dłonią po lekko wilgotnej fryzurze i zawołał:

- Mamusiu, zobacz teraz rączką jak smakuje moja nowa fryzura!

 hehe

poniedziałek, 4 grudnia 2006

Pierwszy spacer

Dziś Emilka skończyła 2 tygodnie i zgodnie z zaleceniem położnej środowiskowej, wyszłyśmy dziś po raz pierwszy na spacer. Pogoda dopisała, było ciepło i słonecznie. Spacer ten to było przyjemne z pożytecznym - poszłyśmy we trójkę odebrać Stasia z przedszkola. Staś był bardzo podekscytowany wiadomością, że Emilka przyjdzie do niego do przedszkola i że będzie mógł się pochwalić nią przed swoimi nauczycielkami.

Po drodze do przedszkola przeszłyśmy się przez ryneczek, zwany dumnie Manhattanem. Na rynku musiałam co chwila przystawać, aby zaprzyjaźnione panie sprzedawczynie mogły się pozachwycać malutką i zadać serię standardowych pytań, dotyczących głównie rozmiarów/wagi małej i reakcji starszych dzieci. Te same panie, które parę miesięcy temu z wielkim współczuciem powitały wiadomość o mojej trzeciej ciąży, teraz wprost rozpływały się w zachwytach. Ale co tam, już im wybaczyłam tamtą reakcję.

Emilka nawet nie wie, że była na spacerze. Gdy ją ubierałam - spała, podczas spaceru spała, a obudziła się dopiero pół godziny po powrocie. Na szczęście pomyślałam o tym, żeby wziąć aparat, więc gdy będzie starsza, pokażę, jak było na jej pierwszym spacerze.

 
Świeże powietrze działa nasennie :)

 
Danusia dumnie pcha wózek

 
A to już droga powrotna ze Stasiem

Niech Was nie przerażają ciemności panujące na zdjęciach. Tak naprawdę to była godzina 15 i było zupełnie jasno, tylko lampa błyskowa robi takie numery :)

niedziela, 3 grudnia 2006

Siostrzyczki

Danusia bardzo szybko oswoiła się z istnieniem siostry, zaakceptowała ją i pokochała. Niepotrzebnie się o to martwiłam przez prawie 9 miesięcy trwania ciąży. Danusia wydawała mi się taka przytulańska, mamin-córka i trudno było mi wyobrazić sobie, że zaakceptuje konkurencję. A wystarczyło trochę zaufania do własnego dziecka...

 

Gdy Emilka płacze, Danusia natychmiast do niej biegnie i woła naśladując mój głos:

- Nie płacz, Emilko, Danusia już przyszła!

Zauważyłam też, że zapas pampersów Emilki kurczy się w zastraszającym tempie. Okazało się, że to Danusia je podbiera i zakłada swoim misiom.

- Danusiu, po co ci ta pielucha?
- To dla misia!
- Ale misiu już ma pieluchę.
- Misiu zrobił kupę!

Nie muszę dodawać, że misiu robi więcej kup niż Emilka, a ona robi całkiem niemało ;)

 

A gdyby ktoś chciał zrobić Emilce krzywdę, to najpierw będzie miał z Danusią do czynienia!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...