Strony

czwartek, 28 listopada 2013

Wyżebrana bułeczka


Taka sytuacja.

Odebrałam dziś Emilkę po 16 ze świetlicy. O tej porze jest przeważnie zmęczona i marudna, co nauczyłam się ignorować. Po drodze trzeba jeszcze zrobić zakupy. No i w Biedronce jak zwykle lament pod tytułem: "Mamaaaaa kup mi bułeczkę!". Bułeczka oznacza drożdżówkę z dżemem i kruszonką. Nie chcę kupować jej co dzień drożdżówki, zwłaszcza, że idziemy prosto do domu na obiad. Tłumaczę jej, że bułeczkę kupię jej jutro, bo w piątki jeździmy prosto na zajęcia plastyczne i po drodze może sobie przekąsić drożdżówkę. A ona wciąż bułeczka i bułeczka, cała we łzach.

Wychodzimy ze sklepu, policzki Emilki mokre od łez, ale sytuacja generalnie opanowana. A tu nagle podchodzi do nas starsza pani ze słowami: "Proszę, masz dziecko bułeczkę!" i wręcza Emilce zwykłą kajzerkę. Emilka grzecznie, choć przez łzy dziękuje i odmawia, nauczona by nie brać niczego od obcych (chociaż gdyby pani próbowała wręczyć jej drożdżówkę, nie byłoby tak łatwo odmówić). Grzecznie dziękuję pani i tłumaczę, że Emilka odmawia, bo nie chodzi jej o bułkę, tylko o drożdżówkę. Wówczas kobieta próbuje mi wręczyć 2 złote, żebym mogła ją kupić dziecku. Sytuacja robi się już mocno niezręczna - wyjaśniam, że nie w pieniądzach rzecz, tylko w niepotrzebnym zapychaniu się słodyczami, czego pani zupełnie nie może pojąć- wszak w jej opinii drożdżówki to samo zdrowie. W końcu wsuwa Emilce do kieszonki batonik i ewakuuje się. A ja zostaję przepełniona mieszanymi uczuciami.

Bo to dość miło, że pani się zainteresowała i chciała pomóc. Ale w jakim to świetle mnie stawia? Wyrodna matka, która pozwala dziecku się mazać, zamiast zapchać je drożdżówką? Kwestionowanie moich zwyczajów żywieniowych w obecności Emilki było mocno niestosowne. A pomijając wszystko, te dwa złote jałmużny, które chciała mi wręczyć, to już był szczyt.

Ale jako że kobieta sprawiała naprawdę miłe i sympatyczne wrażenie, pozostaje mi tylko uśmiechnąć się i przejść nad tą historią do porządku dziennego. A moje niegłupie dziecko chyba zrozumie, że publiczne mazanie się może odnieść nieoczekiwane skutki. Naiwnie wierzę, że nie będzie chciała dopuścić do kolejnej takiej sytuacji. Zobaczymy!

piątek, 22 listopada 2013

Post z jajem






Gdy przed chwilą gotowałam jajka, przypomniała mi się historia ze studiów. Właściwie przypomina mi się za każdym razem, gdy gotuję jajka... Teraz trochę nie na miejscu, bo historia wielkanocna, a zbliżają się zupełnie inne święta, ale co tam.

Byłyśmy wtedy na 2 roku studiów. To był ostatni tydzień zajęć przed Wielkanocą. Wraz z moją współlokatorką Izą wpadłyśmy na pomysł, że gdy przyniesiemy na zajęcia "pisanki" celem złożenia życzeń prowadzącym zajęcia (chyba z botaniki, a może z zoologii?), to głupio im będzie zrobić nam kolokwium. Musieliby być bez serca, prawda?

Ale czy to wskutek pośpiechu, czy może z innych względów, jajka, którymi poczęstowaliśmy prowadzących nie były ugotowane na twardo i żółtko wypłynęło przy krojeniu. Doktorant skwitował to jednym zdaniem:

- Dobrych gospodyń to z was nie będzie, skoro nawet jajka na twardo nie potraficie ugotować...

W moim przypadku przepowiednia się sprawdziła... Ale jajka na twardo wychodzą mi bezbłędnie ;)

W każdym razie kolokwium tego dnia nie było.

wtorek, 19 listopada 2013

Konkurs na portret świętego Mikołaja

Jak co roku, gdy ze sklepowych półek znikają znicze, robi się tam miejsce na ozdoby świąteczne i prezenty gwiazdkowe. Może to i dobrze, że 1 listopada mamy ważne święto, bo gdyby nie to, bombki pojawiałyby się pewnie zaraz po szkolnej wyprawce. Świąteczny wystrój sklepów póki co ignoruję, ale atmosfera Bożonarodzeniowa, mimo listopada, sama wkrada się do naszego domu. A to za pośrednictwem konkursów plastycznych dla dzieci szkolnych, w których postanowiliśmy wziąć udział. Konkursów okołoświątecznych jest bardzo dużo - konkurs na witraż, na kartkę z materiałów ekologicznych, a także na portret świętego Mikołaja. Wszystkie mają termin składania prac jeszcze w tym miesiącu, więc już teraz zabrałyśmy się do pracy.

Zbliża się jeszcze konkurs śpiewania kolęd, do którego dziewczynki już się przygotowują... a ja jestem skazana na słuchanie kolęd w listopadzie ;)

Na pierwszy ogień poszedł święty Mikołaj - wykonanie portretów zajęło nam całe sobotnie popołudnie.
Emilka sporządziła wyklejankę z kolorowego papieru, uzupełnioną o waciany zarost. Danusia wykonała trochę bardziej skomplikowaną pracę. Głowa Mikołaja jest zrobiona z pończochy wypchanej watą, czapka i ubranko są zrobione z mojej starej, czerwonej bluzki, a worek jest uszyty z przejrzystej apaszki. W obu przypadkach dzieła wymagały sporego nakładu pracy i jestem dumna z efektów.



Fajnie będzie, gdy prace naszych dziewczynek zostaną w jakiś sposób wyróżnione, chociaż jeśli tylko jedna z prac zyska uznanie, to będzie kiepsko... bo obie dziewczynki pracowały jednakowo pilnie i starannie. A efekt... zobaczcie sami:

Praca Danusi - lat 9

Praca Emilki - lat 7


Dziewczynki pracowały bardzo samodzielnie, moja praca ograniczyła się do koordynacji, nawlekania igły i drobnej pomocy. Fajnie by było, gdyby to zostało docenione, gdyż często na Mikołajowym konkursie (który nasza szkoła organizuje co rok) główne nagrody zdobywają prace ewidentnie wykonane przez rodziców.

Pomimo niewielkich własnych uzdolnień plastycznych, uwielbiam robić z dziećmi takie małe dzieła sztuki i one również to bardzo lubią.

Powoli szykujemy się do kolejnego konkursu - kartka świąteczna z materiałów ekologicznych. Inspiracje mile widziane - jak macie jakieś fajne pomysły, dajcie znać!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Chindianie



Emilka szykuje się do urodzinowej imprezki i rozmawia o jednej z koleżanek, którą zamierza zaprosić.

- Martynka nie wiadomo czy przyjdzie, bo czasem jeździ na weekend do taty.
- No tak, a tata mieszka za Toruniem - odpowiadam.
- Właśnie, gdzieś tam mieszka, chyba w Hiszpanii, a może w Chinach? - głośno myśli Emilka
- W Chinach? - pytam lekko zdziwiona.
- No tak, on jest Chindianinem - odpowiada Emilka.

Tak, tak, mili Państwo, Chindianin, jak nic!

piątek, 15 listopada 2013

Nieudane nocowanie


Od tygodnia Danusia szykowała się na nocowanie u swojej koleżanki Julki. Dziś samodzielnie spakowała pokaźną torbę i poszła, niezbyt daleko, bo do bloku obok naszego. Zresztą nie pierwszy raz już nocuje u Julki.

No i co pół godziny dzwoni do mnie, mówiąc co akurat robi. O 21 powiedziałam jej "dobranoc, słodkich snów".

O 22 słyszymy cichutkie pukanie do drzwi, a za drzwiami stoi zapłakana Danusia.

Wtula się we mnie mocno i mówi:

- Stęskniłam się za tobą, mamusiu.

Jeszcze długo wstrząsa nią płacz. Okazało się, że telefon się zaciął i nie mogła zadzwonić.

Gdy już trochę ochłonęła, położyłam jej rękę na serduszku i mówię:

- Danusiu, ale wiesz o tym, że zawsze jestem przy tobie, w twoim serduszku?

- Tak, mamo, ale nie mogę z moim serduszkiem rozmawiać.

Tak właściwie, to dobrze, że wróciła, bo ja też zdążyłam się stęsknić :)

wtorek, 5 listopada 2013

Biedronka nocy i dni



Codziennie wracając z pracy o 16 odbieram dziewczynki ze szkoły. Od pamiętnej  niedzieli zmiany czasu, o tej porze jest już szarówka.
W drodze do domu zazwyczaj wchodzimy do Biedronki po małe zakupy.

Wczoraj Emilka zadała bardzo ciekawe pytanie:

- Mamo, dlaczego gdy jesteśmy w Biedronce robi się noc?

Dziś celowo ominęłam Biedronkę, żeby za dnia wrócić do domu. Udało się. Ale już niedługo będę odbierać dziewczynki nocą.

Ech, listopad...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...