Strony

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Piepszoty ;)

Parę dni przed Świętami próbowałam (mało skutecznie) namówić dzieci, by się wzięły solidnie do porządków w swoich pokojach.

- Dzieci, zróbcie w pokojach miejsce na nowe zabawki, które przyniesie wam Mikołaj.
- No właśnie, bo dostaniemy nowe pepszoty - mówi Emilka.

Zamurowało mnie.

- Piepszoty? - pytam, myśląc, że to wpływ reklamy jakiegoś tam banku z Marysią Peszek.
- Pet-szopy - odpowiadają chórem Danusia i Staś.
- Uffff... - odetchnęłam. Wiem co to pet-shopy

A tak nawiasem mówiąc, ta reklama mi się wcale nie podoba, nic a nic.

Jako bonus, historyjka z Wigilijnej wieczerzy.

Moje dzieci już od dawna na pierogi mówią MAŁŻE. Bardzo trafna nazwa, prawda? ;)
Staś nie przepada za kapustą, ale ciasto pierogowe uwielbia, więc musiałam dokonać sekcji "małża", by środek zostawić sobie, a jemu oddać tylko "skorupkę".

- Mamo, jak znajdziesz perłę, to będzie moja - rzucił dowcipnie mój synek :)

Mam nadzieję, że mieliście wszyscy cudowne Święta. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Boli... tylko gdzie?

Wczoraj Emcia mówi do mnie żałosnym tonem:

- Mamuniu, tak bardzo mnie boli rączka! Bo pani w przedszkolu kazała trzymać rączkę na stole, gdy jemy. I od tej ceraty tak mnie teraz boli.

Utuliłam, ugłaskałam, pochuchałam, lekko rozbawiona tą ceratą.

- Jeszcze cię boli córeczko?

- Tak, bardzo mnie boli, o tu.

I po chwili zastanowienia dodaje:

- A nie, to nie ta rączka!


 

A tu Emcia ze swoją śliczną Chrzestną Mamą

niedziela, 7 listopada 2010

Z miłości

Słyszę z sąsiedniego pokoju, jak Staś mówi do siostry:

- Danusiu, zrób mi bułkę z czekoladą.

Danusia bez słowa poszła do kuchni i zabrała się do roboty.
Pytam jej, czemu mu pozwala się tak wykorzystywać, nawet bez słowa "proszę"

- Bo ja mamusiu go bardzo kocham.

Oj, ciężkie życie przed moją córeczką... :)

środa, 3 listopada 2010

Co robiliśmy gdy nas nie było


Uczyliśmy się obsługiwać pompę...

 
Straszyliśmy plażowiczów...

   
Robiliśmy doświadczenia z wulkanem...

 
Piekliśmy ciasteczka...

 
...i babeczki...

 
Uczyliśmy się tańców plemiennych...

 
Imprezowaliśmy na całego...
 
...i balowaliśmy do białego rana...

 
Zostaliśmy Młodymi Naukowcami...

 
Podglądaliśmy przyrodę...

 
Obchodziliśmy 80-te urodziny Dziadka Stasia...
 ...oswoiliśmy chomika...

    
...zwiedzaliśmy forty...

...i robiliśmy całe mnóstwo innych, szalenie ciekawych i interesujących rzeczy :)

wtorek, 19 października 2010

Super-mama

Bycie mamą tak fajnie dowartościowuje.
Ostatnio przyniosłam wyjątkowo ciężkie zakupy do domu, w tym proszek do prania w promocyjnym opakowaniu 9 kg. Staś usiłował pomóc mi zatargać to do łazienki, ale nie dał rady nawet ruszyć z miejsca.

- Mama... ty to jesteś Pudzianowska! - podsumował.

Innym razem usiłowaliśmy umocować poidełko do klatki chomika. Bo chyba nie wspomniałam do tej pory, że mamy samiczkę chomika, zwaną przez rodzinkę Chomyszką. No więc rozglądamy się, czym by to umocować, żeby nie spadło. W końcu prawie jednocześnie nasz wzrok padł na gumki do włosów dziewczynek.

- Stasiu, a może by tak gumką? - zapytałam.
- O tym samym pomyślałem - odrzekł Staś. - Wielkie umysły myślą podobnie.

Racja :)

Natomiast dziewczynki zaspokajają moją próżność co do wyglądu, strojów, fryzury i tak dalej. Co prawda ich opinia jest dość odosobniona, ale co mi tam. Wszak nie jest ładne to co ładne, ale to co się komu podoba ;)

środa, 13 października 2010

Reaktywacja


 



Idąc dziś z dziećmi z przedszkola, przypomniałam sobie nieoczekiwanie o blogu. Przestraszyłam się, że może system skasował go z powodu długiej bezczynności. Szkoda by było... tyle wspomnień, historii, wzruszeń i zabawnych zdarzeń. Dotarłam do domu i odetchnęłam z ulgą - nadal istnieje. Postanowiłam, że postaram się, by wróciło tu życie, wszak wciąż zdarza się mnóstwo chwil wartych uwiecznienia.

Dziękuję wszystkim, którzy zapewniali mnie, że warto. Przekonamy się, czy nadal potrafię...

A dzieciaczki wyglądają teraz tak:

 

środa, 24 marca 2010

Pożegnanie zimy

Według starego obyczaju, w pierwszym dniu wiosny powinno się przeprowadzić rytuał przeganiania zimy, powszechnie znany jako topienie Marzanny. Niestety w dzisiejszych pro-ekologicznych czasach zakazane jest wrzucanie do wody kukieł. Ba, nawet palenie ich jest grzechem ekologicznym. Trochę szkoda, bo mimo wszystko to był piękny obrządek, wspaniale odzwierciedlający nasze uczucia do zimy z jej krótkimi i burymi dniami, nieprzyjemnym zimnem, uciążliwą pogodą... Chlup - i spływaj do morza...

Dlatego, gdy w niedzielę wpadły przez okna nieśmiałe promyki słońca, okrutnie zachciało mi się utopić zimę jak za dawnych czasów. Pomyślałam, że jakby tak zrobić malutką, maciupeńką Marzannę, to może wrzucenie jej do rzeki nie będzie tak strasznym przestępstwem. Patyczki do szaszłyków, parę szmatek, trochę waty, poświęciłam też parę rajstop i mamy pierwszego potworka. Pomagające mi dzieci były zachwycone i oczywiście było im mało. Kolejne dwie kukiełki poszły migiem, mogłabym chyba nawet uruchomić seryjną produkcję. Tyle, że dzieci za nic w świecie nawet nie chciały słuchać o wrzucaniu ich do rzeczki, nie zgodziły się nawet na symboliczne utopienie ich w wannie. Mimo to mam nadzieję, że wiosna zagościła na dobre, zarówno na dworze, jak i w głowach i serduszkach.

A oto nasze nieutopione Marzanny.

wtorek, 9 lutego 2010

Odrobina magii

Wspomniałam ostatnio, że Danusia miała usuwany 3 migdał. Problem był tego rodzaju, że z powodu przerostu migdałka, Danusi okresowo pogarszał się słuch. Teraz jest już wszystko w porządku, ale po zabiegu musieliśmy kilka razy chodzić na kontrole do laryngologa, a zabiegi są dość uciążliwe... płukanie uszu, przedmuchiwanie noska taką wielką gruchą... Danusia wpadała w płacz na sam widok pani pielęgniarki.
Gdy ostatnio wychodziliśmy z gabinetu, Danusia wciąż jeszcze pochlipywała, szczególnie usłyszawszy, że czeka ją kolejna wizyta za jakiś czas. Wtedy mój mąż przykucnął koło niej, wziął ją za ręce i zaczął mówić, stopniowo zniżając głos:

- Danusiu, wiesz po co my to wszystko robimy? Po co byłaś w szpitalu, po co chodzimy do pani doktor? Właśnie po to, żebyś słyszała, gdy tatuś mówi do ciebie - kocham cię - zakończył szeptem.

Danusia słuchała jak zaczarowana, uspokajając się zupełnie.

Moim sposobem na uspokojenie dziecka jest odwieczne przytulenie, pogłaskanie, poszeptanie "Ciiii... cichutko już"... I to zazwyczaj działa. Ale jak widać, są osoby, które potrafią dodać do tego odrobinę magii.


środa, 13 stycznia 2010

Prosto z Playboy'a

Pora trochę nadrobić zaległości blogowych :)

Zacznę od tego, że na początku grudnia Danusia miała operację migdałków. Wiązało się to z 3-dniowym pobytem w szpitalu, który minął prawie bezstresowo, a następnie z tygodniową rekonwalescencją, podczas gdy obie siedziałyśmy w domu. Nie powiem, było to bardzo miłe. Danusia czuła się bardzo dobrze. Taki dodatkowy "urlop" w okresie przedświątecznym to super sprawa, było trochę czasu na generalne porządki, w czym Danusia bardzo chętnie uczestniczyła - nie przesadzę mówiąc, że wprost wyrywała się do tego. Podczas gdy ja myłam szafki, Danusia szorowała lodówkę. Gdy skończyła, spojrzała na nią z zadowoleniem i powiedziała:

- Nooo teraz nasza lodówka wyglada sexy!

Roześmiałam się i zapytałam, skąd zna to słowo. Jak się  okazało, od starszego brata. Ale nie bardzo wiedziała, co ono oznacza. Spróbowałam jej wyjaśnić o co chodzi, ale nie jest łatwo wytłumaczyć coś takiego pięciolatce... Chyba nie do końca mi to wyszło, gdyż po niedługim czasie również zmywarka była "sexy" :D

Nie zdziwcie się zatem, gdy na rozkładówce w Playboy'u zobaczycie zdjęcia naszej kuchni (oczywiście jeśli ktoś z Was ogląda rozkładówki w Playboy'u  oczko)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...