Od paru miesięcy firma sponsoruje mi konwersacje z
angielskiego, na które chodzę z moją szefową. Mamy podobny poziom
znajomości języka, z którego żadna z nas nie jest specjalnie zadowolona,
stąd te konwersacje. Świetna sprawa, naprawdę! Od stycznia mamy nową
lektorkę, która bardziej stawia na rozwój słownictwa i swobody
wypowiedzi, wskutek czego robimy mniej ćwiczeń gramatycznych, a więcej
dyskutujemy. I tak się jakoś składa, że niezależnie jaki jest początkowy
temat dyskusji, w końcu i tak rozmawiamy o parapsychologii i różnych
niesamowitościach (tydzień temu rozmawiałyśmy o przesądach, stąd post
"Czary-mary" z ubiegłego piątku). Może dlatego, że szefowa szczególnie
interesuje się tą tematyką, czyta książki, ogląda programy w tv. Ja
wręcz przeciwnie, unikam takich programów i książek jak ognia. Co nie
znaczy, że nie wierzę, że różne niesamowite historie nie mogą się
zdarzać. Wiecie, jak to jest:
Życie jest formą istnienia białka,
tylko w kominie coś czasem załka!
Tyle,
że ja uważam, że wszelkie niesamowite zdarzenia mają w rzeczywistości
swoje uzasadnienie, którego na razie nie potrafimy dojrzeć ani
zrozumieć. Na przykład wierzę w to, że niektóre osoby mają zdolności
parapsychiczne. Nie znaczy to, że wierzę, że wróżka może sobie wywróżyć,
jakie numery padną jutro w totolotka.
Czy wiecie, że znaczna część
mózgu człowieka jest zupełnie przez nas niewykorzystywana, pozostaje
nietknięta przez całe życie? Są osoby, które twierdzą, że widzą aury
wokół ludzi, napodstawie czego rozpoznają ich charakter, choroby, albo
nawet rychłą śmierć. Może więc te osoby wykorzystują trochę większą
część mózgu, niż przeciętny człowiek? Może z biegiem ewolucji, zdolności
takie się upowszechnią? Może za 1000 lat człowiek zyska nawet zdolność
do telepatii czy nawet telekinezy?
Teraz pewnie pomyślicie, że
jestem jakąś nawiedzoną mistyczką czy coś w tym rodzaju. Wręcz
przeciwnie. Ale skoro istnieją zjawiska niewytłumaczalne, nie wierzę, że
jest to skutek działania jakiejś siły, która przybywa by zburzyć nasz
spokój i zdrowy rozsądek z sobie tylko znanych powodów. Poprostu póki
co, nie mamy wiedzy wystarczającej, by wytłumaczyć mechanizmy, jakie
zadziałały. Na przykład niektóre choroby psychiczne uważano kiedyś za
nawiedzenie przez złe duchy. To, co teraz daje się wyleczyć
farmakologicznie, kiedyś traktowano egzorcyzmami. Egzorcyzmy kościół
nadal stosuje, podobno z powodzeniem, ale już nie na schizofrenikach,
prawda?
No i teraz wyobraźcie sobie, że o tym wszystkim
rozmawiałyśmy po angielsku. Parę razy przemknęła mi nawet przez głowę
myśl, czy aby w ferworze dyskusji nie przeszłyśmy na polski. Po dwóch
godzinach zajęć wróciłam do domu zupełnie wyprana z sił i zasnęłam
usypiając Danusię. Na szczęście żadne duchy mnie w nocy nie straszyły z
zemsty za mój sceptycyzm ;).
A teraz, dla fanów Stasia znudzonych dzisiejszym postem, króciutka scenka:
Staś,
za pomocą czarodziejskiej różdżki, zamienia mamę, właśnie zmywającą
naczynia, kolejno w żabę, królewnę, pszczółkę Maję, telefon, a potem
znów w mamę (widać dbał, żebym się przy zmywaniu nie nudziła).
- Stasiu, czy ty jesteś czarnoksiężnikiem?
Staś po zastanowieniu odpowiada:
- Nie, mamusiu. Jestem złotoksiężnikiem!
No złote dziecko! ;)