Idę sobie moją ulubioną ścieżką skrajem miasta,
pogoda przecudna, a ziemia pachnie jesienią. Babie lato zaatakowało mnie
ze dwa razy, przyklejając się do twarzy, ale to nie psuje mojego
wspaniałego humoru. Nagle dobiega mnie harmider setki ptasich głosów,
który nasila się w miarę, jak zbliżam się do kępy drzew. Dziwne - słyszę
ćwierkanie, wiem skąd ono dochodzi, ale nie widzę ani jednego ptaka,
gdyż skrywa je gęstwina liści. Niesamowite zjawisko - wygląda, jakby to
drzewo wydawało te dźwięki. Stoję i gapię się w nadziei, że dojrzę choć
jedno skrzydełko - ale nic z tego.
Zastanawiam się, czy to jakiś zlot ptaszków, które planują już odlot do ciepłych krajów? Omawiają dokładną datę i trasę lotu, wyznaczają pilotów, kwatermistrzów, ochroniarzy... Chętnie bym do Was dołączyła, ptaszki, i wróciła, gdy dni będą dłuższe, a w powietrzu będzie nadzieja na wiosnę...
Zastanawiam się, czy to jakiś zlot ptaszków, które planują już odlot do ciepłych krajów? Omawiają dokładną datę i trasę lotu, wyznaczają pilotów, kwatermistrzów, ochroniarzy... Chętnie bym do Was dołączyła, ptaszki, i wróciła, gdy dni będą dłuższe, a w powietrzu będzie nadzieja na wiosnę...
Mam
tylko jedną przestrogę dla Was: jeśli napotkacie ćwierkające drzewo, to
omijajcie je szerokim łukiem! Zdajecie sobie sprawę z tego, czym grozi
przejście pod drzewem, na którym siedzą setki ptaków? A oglądaliście
"Lęk wysokości" Mela Brooksa?