Niedawne rozmowy na temat zakochanych
przedszkolaków przypomniały mi dawne czasy... Ja co prawda do
przedszkola nie chodziłam, ale za to miałam kolegę z sąsiedztwa o dwa
lata starszego ode mnie. Miał na imię Mariusz i planowaliśmy się pobrać
:). Spójrzcie, jak ładnie wyglądaliśmy razem:
W scenerii letniej...
...i zimowej. Te imponujące warkocze należą do mojej siostry Uli :).
W scenerii letniej...
...i zimowej. Te imponujące warkocze należą do mojej siostry Uli :).
Mariuszek
opiekował się mną, podciągał opadające rajstopki, wycierał zakatarzony
nos i był moim najlepszym przyjacielem. Każda dziewczynka w tym wieku
marzy o towarzyszu, który zgadza się bawić w dom, byłam więc szczęściarą
:).
Trwało to wiele lat - później chodziliśmy razem do szkoły (oczywiście do różnych klas) i dopiero po skończeniu podstawówki nasz kontakt zaczął słabnąć. Wiem, że Mariusz ożenił się i ma dzieci, ale wyprowadził się z naszej ulicy i już się nie widujemy.
Trwało to wiele lat - później chodziliśmy razem do szkoły (oczywiście do różnych klas) i dopiero po skończeniu podstawówki nasz kontakt zaczął słabnąć. Wiem, że Mariusz ożenił się i ma dzieci, ale wyprowadził się z naszej ulicy i już się nie widujemy.
Te czarno-białe fotografie mają nieodparty urok, prawda?
Oczywiście mój mąż jest moją pierwszą i jedyną miłością, o jakiej warto w ogóle wspominać i nie pogniewa się o te szczenięce wspomnienia, mam nadzieję... Ale ciekawe, czy gdyby to przeczytała żona Mariusza i rozpoznała go na zdjęciu - byłaby równie tolerancyjna? :)
Oczywiście mój mąż jest moją pierwszą i jedyną miłością, o jakiej warto w ogóle wspominać i nie pogniewa się o te szczenięce wspomnienia, mam nadzieję... Ale ciekawe, czy gdyby to przeczytała żona Mariusza i rozpoznała go na zdjęciu - byłaby równie tolerancyjna? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz