Staś jeszcze na wakacjach, podobno grzeczny i nie
broi. Danusia też jakoś nie błyska inwencją. Mówię do niej: "Danusiu,
może byś coś zbroiła, stłucz coś albo wysyp, dobrze? Bo nie będę miała
jutro o czym pisać!". A Dana tylko patrzy na mnie z politowaniem i dalej
bawi się grzecznie teletubisiami, które niezależnie od koloru nazywamy
"Tinky-Winky", bo to imię najlepiej brzmi. Tak więc dziś notki nie
będzie!
A może jednak... opowiem Wam pewną historię. Zatytułujmy ją:
Zdarzyło się to w pierwszych dniach życia Danusi. Mój mąż poszedł do PZU po odbiór pieniędzy z ubezpieczenia za urodzenie dziecka. A było tego - bagatela - 900 zł. Pieniądze mignęły mi gdzieś przed oczami, ale ich zagospodarowanie pozostawiłam Jarkowi.
Minęło parę dni. Mąż pyta, co zrobiłam z pieniędzmi. "Nawet ich nie ruszałam!" odparłam. A Jarek na to, że je zostawił na stole. I zaczęły się poszukiwania, niestety bezskuteczne. Nagle coś sobie przypomniałam: gdy parę dni wcześniej strzepywałam obrus ze stołu przez okno, poleciały z niego jakieś papierki, ale pomyślałam, że to nic ważnego. Teraz nabrałam pewności, że to były właśnie te pieniądze! Załamana powiedziałam o tym Jarkowi. Jarek poszedł ich szukać pod balkonem, bo rosną tam krzaki i ludzie raczej tamtędy nie przechodzą. Ale szanse, że te pieniądze tam leżą były raczej mizerne, prawda? Tak więc ja leżę i ryczę, a Jarek chodzi po sąsiadach z dołu i pyta, czy czasem komuś pieniądze z nieba nie spadły na balkon. Wrócił z pustymi rękami i zaczął mnie pocieszać. "Łatwo przyszło - łatwo poszło!". Ech, ale wiecie, ile pieniędzy potrzeba przy malutkim dziecku - no i napewno nie mamy ich tyle, żeby wyrzucać je przez okno...
Nagle - dzwonek do drzwi. Sąsiad z dołu - przyszedł powiedzieć, że jego dzieci znalazły te pieniądze, ale on ich w tej chwili już nie ma i odda je do końca tygodnia!
Wyobrażacie sobie moją radość?
Do tej pory zastanawiam się, dlaczego zdecydował się przyznać do znalezienia tych pieniędzy. Czy obudziła się w nim uczciwość, czy przekonała go żona, czy też obawiał się, że dzieci wygadają się sąsiadom? Lubię myśleć, że to ta pierwsza opcja - a muszę przyznać, że nie jest to rodzina zbyt dobrze sytuowana. Tym większa ich zasługa...
Wprawdzie okazało się, że tych pieniędzy wytrzepałam tylko 300 zł, bo resztę Jarek już zdążył "zagospodarować" ;), ale i tak bardzo się nam przydały.
A może jednak... opowiem Wam pewną historię. Zatytułujmy ją:
Wyrzucone pieniądze
Zdarzyło się to w pierwszych dniach życia Danusi. Mój mąż poszedł do PZU po odbiór pieniędzy z ubezpieczenia za urodzenie dziecka. A było tego - bagatela - 900 zł. Pieniądze mignęły mi gdzieś przed oczami, ale ich zagospodarowanie pozostawiłam Jarkowi.
Minęło parę dni. Mąż pyta, co zrobiłam z pieniędzmi. "Nawet ich nie ruszałam!" odparłam. A Jarek na to, że je zostawił na stole. I zaczęły się poszukiwania, niestety bezskuteczne. Nagle coś sobie przypomniałam: gdy parę dni wcześniej strzepywałam obrus ze stołu przez okno, poleciały z niego jakieś papierki, ale pomyślałam, że to nic ważnego. Teraz nabrałam pewności, że to były właśnie te pieniądze! Załamana powiedziałam o tym Jarkowi. Jarek poszedł ich szukać pod balkonem, bo rosną tam krzaki i ludzie raczej tamtędy nie przechodzą. Ale szanse, że te pieniądze tam leżą były raczej mizerne, prawda? Tak więc ja leżę i ryczę, a Jarek chodzi po sąsiadach z dołu i pyta, czy czasem komuś pieniądze z nieba nie spadły na balkon. Wrócił z pustymi rękami i zaczął mnie pocieszać. "Łatwo przyszło - łatwo poszło!". Ech, ale wiecie, ile pieniędzy potrzeba przy malutkim dziecku - no i napewno nie mamy ich tyle, żeby wyrzucać je przez okno...
Nagle - dzwonek do drzwi. Sąsiad z dołu - przyszedł powiedzieć, że jego dzieci znalazły te pieniądze, ale on ich w tej chwili już nie ma i odda je do końca tygodnia!
Wyobrażacie sobie moją radość?
Do tej pory zastanawiam się, dlaczego zdecydował się przyznać do znalezienia tych pieniędzy. Czy obudziła się w nim uczciwość, czy przekonała go żona, czy też obawiał się, że dzieci wygadają się sąsiadom? Lubię myśleć, że to ta pierwsza opcja - a muszę przyznać, że nie jest to rodzina zbyt dobrze sytuowana. Tym większa ich zasługa...
Wprawdzie okazało się, że tych pieniędzy wytrzepałam tylko 300 zł, bo resztę Jarek już zdążył "zagospodarować" ;), ale i tak bardzo się nam przydały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz