Strony

piątek, 29 czerwca 2007

Lekcja przyrody dla początkujących

Czasem się zastanawiam, kiedy minęło tych 5 lat z hakiem od narodzin Stasia. Dopiero co był kłębuszkiem szczęścia, po czym nie wiadomo kiedy urósł, wydoroślał, zmądrzał i stał się... zupełnie niezabawny. Jeszcze nie tak dawno zapełniałam bloga wypowiedziami Stasia, dopiero uczącego się świata, a dziś słucham go dziwiąc się, że tak dużo już wie i rozumie. Czasami nawet specjalnie próbuję go przyłapać na jakiejś rozczulającej nieświadomości, z nadzieją, że będę miała o czym tu napisać. Ale przeważnie czeka mnie rozczarowanie, jak na przykład wczoraj.

Szliśmy sobie z przedszkola, po drodze robiąc zakupy na ryneczku, gdy jednemu ze straganiarzy rozsypały się ziemniaki. Staś się przejął, że ktoś może kupić od niego takie brudne:

- Mamo, czy ten pan umyje te ziemniaki?
- Nie musi ich myć, bo zanim ktoś będzie je jadł, musi je najpierw obrać, potem umyć, ugotować i dopiero wtedy zjeść. Więc to nie przeszkadza, że leżały na ziemi. A czy ty Stasiu wiesz, skąd się biorą ziemniaki?
- Ze sklepu - padła standardowa odpowiedź.
- A w sklepie skąd?
- Hmm... z lodówki? - zapytał z wahaniem.

Pomyślałam, że Stasiowi przyda się przyśpieszony kurs przyrody. Podpytywałam więc dalej, ciekawa jego wyobrażeń na tematy okołoogrodnicze.

- Stasiu, a gdzie według Ciebie rosną ziemniaki?
- W ogródku.
- Ale gdzie, na krzaczku? A może na drzewie? Czy pod ziemią?
- Pod ziemią, mamusiu - odparł zdegustowany. - Widziałem na obrazku.

A więc tym razem nie udało się przyłapać Stasia na niewiedzy. Ale chwilę później sam się wkopał, nomen - omen.

- Wiesz, mamo, w przedszkolu uczyliśmy się o kretach. One ryją pod ziemią tunele i do tych tuneli wpadają warzywa, dlatego krety są szkodnikami. A dla kretów zagrożeniem są łasice i... - dodał niepewnie - tygrysy?

Tak więc jeśli chodzi o przyrodę, to świat roślin nie ma przed Stasiem tajemnic. Gorzej ze zwierzętami.

Ja już wiem, jakie zwierzę pomyliło się Stasiowi z tygrysem. A Wy domyślacie się o kogo chodzi?
stare komentarze

poniedziałek, 25 czerwca 2007

Dzięki :)

Przekazałam Danusi Wasze ciepłe słowa, a teraz zwrotnie przekazuję podziękowania za Wasze śliczne życzenia. Danusia jest bardzo dumna, że tak wiele osób jej dobrze życzy. A ja ze swojej strony mam nadzieję, że te dobre życzenia dla mojej córci się spełnią.

Emilka też się postarała o prezent dla Danusi i w dniu jej urodzin pokazała pierwszy ząbek. Potem niestety trochę marudziła i gorączkowała, ale już dziś chyba wszystko wróciło do normy.

A teraz mały kwiatek z wczorajszego dnia.
Do obiadu podano kompot truskawkowy.

Danusia: - Wyjmij mi stąd te marchewki!

Kompot marchewkowy to chyba w Hiszpanii piją? A może to był marchewkowy dżem? Grunt, że Unia Europejska z tego powodu musiała zaliczyć marchewki do owoców. Widać Danusia tym się zasugerowała ;-)

stare komentarze

czwartek, 21 czerwca 2007

Dr Jekyll i Mr. Staś

Od czasu do czasu dostaję bardzo miłe wiadomości albo maile od czytelników, wychwalających pod niebiosa sielankowe życie naszej rodziny. Obawiam się, że obraz przedstawiony w blogu jest daleki od rzeczywistości. To prawda, że wszyscy się bardzo kochamy, ale nie jest prawdą, że życie nam upływa na wzajemnej adoracji, przytulaniu i uśmiechach. Faktem jest, że młode Ladorusie są cudowne, ale nie są idealne i czasem mnie ponoszą nerwy. Może więc dziś wprowadzę odrobinę realizmu do tego bloga.

Emilka to słodziak i naprawdę nie mogę jej nic zarzucić. Zresztą co można zarzucić półrocznemu dziecku? Nie płacze po nocach, w dzień też niewiele, nie wyżywa się na otoczeniu z powodu kolek czy ząbkowania. Z Danusią już jest trochę gorzej, bo jest bardzo zaborcza, wymaga poświęcenia całkowitej uwagi, co jest dość trudne przy trójce dzieci. Bywa też psotna, nieposłuszna i bałaganiarska. Swoje wady nadrabia urokiem osobistym. Nawet Staś nie pozostaje na niego nieczuły, chociaż on najczęściej staje się obiektem jej psot. Na korzyść Danusi trzeba przyznać, że nie przechodziła i nie przechodzi żadnych buntów, nigdy nie demonstrowała histerii i tym podobnych gwałtownych emocji. Nerwy mi puszczają jedynie, gdy mi wchodzi na głowę (dosłownie) podczas karmienia, gdy brak mi ręki żeby ją odsunąć i boję się, że zaraz spadnie na zasypiającą Emilkę. Różne piski i krzyki podczas usypiania Emilki też potrafią podnieść mi ciśnienie. Poza tym potrafi w ciągu minuty zamienić względny ład w bezwzględny bałagan i w tym nie ma sobie równych, chociaż niektórzy się starają ją w tym prześcignąć.

No i doszłam do tytułowego Mr. Stasia. Staś jest chłopcem mądrym, pogodnym, przytulańskim, kochanym i słodkim. Ale jest coś, co potrafi go w jednej chwili zmienić tak, że trudno mi w nim rozpoznać mojego kochanego synka. Twarz mu się wykrzywia, zaczyna warczeć lub krzyczeć i nie ma sposobu, żeby go wtedy uspokoić. Próbowałam już ignorowania, przytulania, odosobniania, prób przekupstwa, odwracania jego uwagi i... nic. Po prostu trzeba zaczekać, aż pogodny i grzeczny Staś wróci na swoje miejsce. Przyczyną może być wszystko: zepsuta zabawka, powrót ze spaceru do domu, jakiś zakaz czy nakaz. Od kiedy to trwa? Chyba od buntu dwulatka. Cały czas czekam, aż Staś z tego wyrośnie, a tu nie widać, by się na to zanosiło. Czasem są długie okresy, gdy "to" się wcale nie zdarza, a czasem bywają dwa ataki dziennie. Nie wiem jak to nazwać, czy to histeria czy napad gniewu, faktem jest, że mnie to kompletnie wyczerpuje. Co gorsza zdarza się również w przedszkolu, chociaż tam panie chyba potrafią sobie świetnie poradzić z napadami złego humoru u dzieci. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wczoraj miał dwa takie napady: pierwszy gdy Danusia pogniotła mu bezmyślnie jakieś naklejki, a drugi gdy tata kazał wracać ze spaceru do domu, bo był niegrzeczny.

No to teraz już wiecie, że Ladorusie to nie jakieś tam aniołki, tylko normalne dzieciaki, u których z grzecznością bywa różnie. A ja jestem normalną mamą, którą przy tym ponoszą nerwy.

stare komentarze

Trzy latka

Wybaczcie brak czasu, zalatanie i ogólne oderwanie od blogowej rzeczywistości. Ale paru słów w dniu dzisiejszym nie może tu zabraknąć.

Moje Słoneczko dziś przyjmuje życzenia, proszę się wpisywać :-)

A to ode mnie:

Danusiu kochana, Przytulaku mój najdroższy,
niech Ci się życzenia spełniają,
 niech Cię otaczają dobrzy i życzliwi ludzie, prawdziwi przyjaciele,
szczęście niech się do Ciebie uśmiecha,
a słońce niech zawsze Ci świeci.
Bądź zawsze taka kochana jak teraz.
Niech Ci w życiu dobrze będzie.
 Kocham Cię mocno, mocno!

  

PS. Wszystkim, którzy pamiętali, serdecznie dziękuję :***
stare komentarze

wtorek, 19 czerwca 2007

Pracodawcą być

Niedawno za jednym zamachem stałam się na powrót pracownikiem, a jednocześnie zyskałam rolę pracodawcy. Fakt, że zatrudniam tylko jedną osobę wcale nie umniejsza mojego zaangażowania. Funkcja pracodawcy jest bardzo niewdzięczna. Sama przecież w rozmowach ze znajomymi uskarżam się na niskie zarobki, złą organizację czy nadmiar obowiązków. Trudno mi jest postawić się teraz na miejscu osoby, której mogą być postawione podobne zarzuty. Co prawda w kwestii wypłacanej przeze mnie pensji niewiele mogę zrobić, ale przynajmniej staram się, żeby organizacja pracy nie szwankowała, a obowiązki ograniczały się do ustalonych na początku. Dlatego czasem, zasnąwszy przy usypianiu dzieci, wstaję o 1 w nocy żeby posprzątać przed przyjściem niani. Gdybym tego nie zrobiła, pewnie by poczuła się w obowiązku mnie wyręczyć. Tak więc jestem notorycznie niewyspana, ale przynajmniej mam czyste sumienie. I porządek w domu, a to też się liczy :P
W zachowaniu zdrowego rozsądku zarówno jako pracodawcy jak i pracownika pomagają mi zasady, które mi ktoś podesłał. Wybrałam kilka z nich:

Prawo Tertila:
Sprawa raz odłożona dalej odkłada się sama.

Prawo Clyde'a:
Im dłużej zwlekasz z tym co masz do zrobienia, tym większa szansa, ze ktoś cię wyręczy

Zasada Larsona:
Dokonaj czegoś niemożliwego, a szef zaliczy to do twoich obowiązków.

Prawo Phillipa:
Łatwe do przeprowadzenia są tylko zmiany na gorsze.

Prawo Owena:
a.. Jeśli jesteś dobry, to cala robota zwali się na ciebie
b.. Jeśli jesteś naprawdę dobry, to nie dopuścisz do tego.

Pułapka:
Żaden szef nie będzie trzymał pracownika, który ma zawsze racje

Sami widzicie, że niełatwo jest zachować punkt widzenia pracodawcy i pracownika jednocześnie :-)
stare komentarze

sobota, 16 czerwca 2007

A Spajdermentowi to lotto

Staś dał się wciągnąć wielkiej machinie marketingowej, promującej najnowszy film o Spidermanie. Danusia mu w tym dzielnie sekunduje, nazywając go uroczo Spajdermentem.

Filmy o Spidermanie nie są przeznaczone dla 5-letnich dzieci, ale jest jakaś animowana seria, której jeden odcinek pozwoliłam Stasiowi obejrzeć, chociaż też jest raczej dla starszych dzieci. Po obejrzeniu filmu, Staś powiedział mi bardzo poważnie:

- Mamusiu, Spiderman nie urodził się ze swoją pajęczą siłą. On ją wygrał w topolonko.
- W co?
- W topolonko. Tak powiedział do doktora, że ją wygrał. A co to za gra "topolonka"?

Opowiedziałam Stasiowi o typowaniu numerów, losowaniu kul i podstawowych zasadach totolotka. Zdaje się, że według niego trafić szóstkę, to zupełnie prosta sprawa. A wówczas pajęcza siła będzie należeć do nas :-)

 
A oto Spajderment w całej okazałości
stare komentarze
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...