Chciałabym się z Wami podzielić pewną dobrą radą,
ale nie odbierajcie jej jako narzekanie na mojego męża :). Jakimś
dziwnym sposobem dodała mi wiary we własne siły, może i Wam pomoże?
Dla jasności: nie jest to rada mojej teściowej, której niestety nie zdążyłam poznać :(.
"Drogie
dziecko, co będziesz chłopa prosić! Poproś raz. Jak nie posłucha, zrób
sama. Dziecko, jesteś zdolna, silna, poradzisz sobie z czym chcesz. A
tak - będziesz chodzić za chłopem, prosić nie wiadomo ile razy, nerwów
szkoda. Jak zrobisz sama - poczujesz się lepiej."
Wiecie
- to święta racja. Nieważne, że to rada teściowej - nie chodzi o to, by
jej synuś się nie przepracował. Prosząc kolejny raz "Wbijesz mi w końcu
tego gwoździa?" kobieta traci nie tylko nerwy, ale i po trochu godność.
A tak - biorę młotek, wbijam, cóż, że trochę krzywo, na gwoździu wyżyję
swoje nerwy.
Mówię Wam, to naprawdę dobra rada.
A
mój mąż, odkąd ją usłyszał, też jakoś bardziej skory do pomocy. Na moje
"drugi raz prosić nie będę" zazwyczaj bierze się do pracy.