Strony

piątek, 29 lipca 2005

Antonio, fa caldo!

Jest dziś stanowczo za gorąco na pisanie, dlatego tylko wklejam parę zdjęć.

Danusia z ciocią Sabinią

Danusia na spacerze, data na zdjęciu nieprawidłowa ;)


A tak Staś potrafi się upaprać lodami :)



czwartek, 28 lipca 2005

Już się interesują!:)

Danusia wczoraj na spacerze podrywała jakiegoś chłopczyka, a Staś przyprowadził do domu z podwórka trochę starszą koleżankę ;). No no no... Niestety koleżanka szybko sobie poszła, bo gra w rycerzy LEGO okazała się dla niej za trudna. Staś był zrozpaczony...

Wczoraj spotkała mnie przemiła niespodzianka: dość późnym popołudniem dzwonek do drzwi - o, pani kurier z paczką z Merlina. Hmm, a wydawało mi się, że nie zamawiałam ostatnio żadnych książek? Ale adresat się zgadza, paczka jest do mnie. Przeszło mi przez myśl, że Merlin zrobił mi prezent, albo coś wygrałam... ale na paczce napisane jak byk "prezent". I wszystko jasne, przecież miałam imieniny! Jeszcze zanim otworzyłam paczkę, wiedziałam już, że to prezent od siostry. Sabinko, jest szansa, że to czytasz - jeszcze raz bardzo Ci dziękuję :).
A książka to "Kuchnia - moja pasja" Magdy Gessler.

Od męża dostałam śliczną branzoletkę z bursztynami, od dzieci - po buziaku, no i od przyjścia z pracy odbierałam telefony z życzeniami od rodziny (w tym od Jarka cioci, która z całą rodziną odśpiewała mi chórem "sto lat" przez telefon - to było coś!).
Nie pisałam jeszcze, jaką mam dużą rodzinę. Oj, duuuużą. Napiszę tylko, że Dana jest najmłodszą z wnucząt moich rodziców i nosi numer 18 :).


środa, 27 lipca 2005

Dobra rada teściowej

Chciałabym się z Wami podzielić pewną dobrą radą, ale nie odbierajcie jej jako narzekanie na mojego męża :). Jakimś dziwnym sposobem dodała mi wiary we własne siły, może i Wam pomoże?

Dla jasności: nie jest to rada mojej teściowej, której niestety nie zdążyłam poznać :(.

"Drogie dziecko, co będziesz chłopa prosić! Poproś raz. Jak nie posłucha, zrób sama. Dziecko, jesteś zdolna, silna, poradzisz sobie z czym chcesz. A tak - będziesz chodzić za chłopem, prosić nie wiadomo ile razy, nerwów szkoda. Jak zrobisz sama - poczujesz się lepiej."

Wiecie - to święta racja. Nieważne, że to rada teściowej - nie chodzi o to, by jej synuś się nie przepracował. Prosząc kolejny raz "Wbijesz mi w końcu tego gwoździa?" kobieta traci nie tylko nerwy, ale i po trochu godność. A tak - biorę młotek, wbijam, cóż, że trochę krzywo, na gwoździu wyżyję swoje nerwy.

Mówię Wam, to naprawdę dobra rada.

A mój mąż, odkąd ją usłyszał, też jakoś bardziej skory do pomocy. Na moje "drugi raz prosić nie będę" zazwyczaj bierze się do pracy.


wtorek, 26 lipca 2005

Spidermenka

Danka nareszcie zdecydowała się usamodzielnić. Nie chodzi rzecz jasna o to, że ma zamiar się od nas wyprowadzić, co to to nie :). Na razie postanowiła jedynie zacząć chodzić sama. Zaczęła od metody a la Spiderman (określenie tatusia), chodząc wyłącznie w linii prostej od mebla do mebla, obawiając się zakrętów. A od wczoraj rzuciła się na głęboką wodę i biega sobie już bez żadnych ograniczeń :). Co nie znaczy, że zrezygnowała z podczepiania się do naszych palców, ale robi to już tylko w celach towarzyskich :).

Dziękuję wszystkim za miłe życzenia :). Dostałam nawet jakieś anonimowe, na gg - że też komuś się chciało wysyłać życzenia wszystkim Annom... Mimo wszystko to miłe.

Wczoraj do późnej nocy piekłam ciasta do pracy. Dana wprawdzie usnęła o 19, ale budziła się co chwilę i dlatego to pieczenie tak się przeciągnęło... Ale ciasta wyszły dobre. A że nie udało mi się kupić malin, były to brzoskwiniowiec i karpatka. Chyba smakowało, skoro wszyscy proszą mnie o przepisy :).


poniedziałek, 25 lipca 2005

Ciasto z malinami...

... i bezową pianką - nie ma nic pyszniejszego :). Dzisiaj piekę następne, póki mamy sezon na maliny. Dobrze mieć imieniny w sezonie na maliny ;).

Wieszam pranie, a Danuśka oczywiście chce mi pomagać i pcha się na balkon.
- Danusiu, a gdzie masz czapkę? Nie wolno wychodzić bez czapki!
Dana posłusznie wraca do pokoju, chwyta porzucony przez Stasia plastykowy durszlak i nakłada na głowę. Po czym zadowolona wychodzi na balkon :).

Stasia "słowo na niedzielę": ;)
- Mamusiu, kocham cię. Danusiu, kocham cię. Mamusiu, nawet jak się na mnie gniewasz, też cię kocham!
Po czymś takim serce mam jak z masła...

Sobotni spacer

Jak obiecałam, wklejam bardzo świeże zdjęcia, jeszcze pachnące letnim popołudniem...



Staś, który wyjątkowo nie upaćkał się lodami



A oto Staś w swoim rycerskim rynsztunku



A to, rzecz jasna, Danuśka :)


sobota, 23 lipca 2005

Byłam piekna...

Przypomniał mi się tekst Stasia sprzed roku, więc go tu przytoczę, co by nie poszedł w zapomnienie. Był to okres, kiedy co wieczór opowiadałam Stasiowi tradycyjne bajki, w tym o królewnie Śnieżce. Teraz niestety jestem zmuszona improwizować, głównie o rycerzach :).

A więc było to tak: Stoję przed lustrem, ubrana w jakąś domową kieckę i naprawdę w moim wyglądzie nie ma nic szczególnego. Ale Staś, patrząc na mnie uważnie powiedział: "Ładnie wyglądasz, jak gwiazdy na niebie".
Ścięło mnie z nóg, dosłownie. Takiego komplementu nie usłyszałam nawet od męża, a tu syn tak się potrafił znaleźć... Mniejsza o to, że dalszy ciąg tej kwestii, taktownie pominięty przez Stasia, brzmi: "...ale królewna Śnieżka piękniejsza od Ciebie" ;).


piątek, 22 lipca 2005

Oj!

Dziś nad ranem Staś zsiusiał się przez sen. Osuszyłam go więc, przebrałam, a następnie, w celach wychowawczych pokazałam mu kałużę na środku łóżka. A Staś, który rzecz jasna wiedział, skąd się wzięła ta kałuża, rzecze na to: "O, bałwanek się chyba trochę roztopił..." :)
Tak, to ten sam bałwanek, który według Danusi ma "cycy" ;). Jest duży, mięciutki i śpi ze Stasiem, lalą-poduszką Zuzią i ogromnym zającem. Dziwne, że Staś mieści się w łóżku wraz z tym towarzystwem :).

Danka nadal nie wykazuje chęci samodzielnego chodzenia. Umie chodzić, bo czasami zdarza jej się przejść przez cały pokój, zatrzymać się i zawrócić też potrafi. Ale po co chodzić samemu? Przecież jest mama! Dana opanowała do perfekcji podczepianie się pod palec osoby, która nieopatrznie koło niej przechodzi i osoba ta traci wtedy możliwość poruszania się w obranym przez siebie kierunku. Może pójść jedynie tam, gdzie chce Dana. Dorosły zostaje zredukowany do roli gigantycznego chodzika, przy czym próby uwolnienia się kończą się wybuchem płaczu - więc nie ma siły, trzeba chodzić... :)


czwartek, 21 lipca 2005

Zaklinaczka deszczu

Jeżeli brakuje Wam deszczu - walcie do mnie jak w dym... Mam niezawodny sposób na wezwanie ulewy - wystarczy, że zostawię nocą na balkonie pranie i deszcz nadchodzi. Dziś w środku nocy znowu zbudziła mnie ulewa, która właściwie powinna mnie ucieszyć, bo wyschnięte trawniki wyglądają tragicznie, ale przypomniały mi się wiszące na lince koszule męża, więc zarzuciłam na plecy jesionkę - i na deszcz... Brrr... Mam dziś kiepski humor przez ten zimny prysznic w środku nocy, ale to przejdzie. Zawsze przechodzi.


środa, 20 lipca 2005

Anatomia bałwanka

Dana jest na etapie pokazywania, gdzie lala ma nosek, oko i buzię. Ostatnio  testowałyśmy to na ogromnym, mięciutkim bałwanku, należącym do Stasia.
Dana posłusznie pokazała, gdzie nosek, czyli wielka marchewa, a następnie, już z własnej inwencji chwyciła za jedyny guzik bałwanka i powiedziała "Cycy" :).



wtorek, 19 lipca 2005

Stasiowa polszczyzna

Staś położył się na podłodze w dziwnej pozycji z rozłożonymi rękami i podkurczonymi nogami.
Tata: - Stasiu, co to ma być?
Staś: - To jest orł.
Rzeczywiście, wyglądał jak orzeł na tarczy jednego z rycerzy LEGO.
Tata: - Mówi się "orzeł".
Staś: - Tak, jestem orzełem!

Od wczoraj dzieci zostają z opiekunką. Trochę się tego obawiałam, ale nie jest najgorzej. Mimo to staram się wracać z pracy jak najszybciej, a Dana czeka na mnie w progu i rzuca mi się na szyję. Dopóki nie zaśnie, jesteśmy nierozłączne.

Od paru dni Staś jest już "dorosły" i śpi we własnym łóżku. Przymierzałam się do tego od dłuższego czasu i nie mogłam się zdecydować na ten poważny krok ;). Przeszło raczej bezboleśnie. Czasami budzi się nad ranem i mnie woła, ale wtedy wystarczy podejść, przytulić, pomruczeć - i śpi dalej.


piątek, 15 lipca 2005

Znowu mam dwójkę dzieci :)

Wczoraj ledwo zdążyłam napisać, że Danka ma się lepiej, gdy zadzwonił Jarek, że musimy z nią iść do lekarza, bo ma jakieś plamy na ciele. Przestraszyłam się, że może to szkarlatyna albo inne paskudztwo. Biedna Dana, już od miesiąca choruje :(. Po wizycie u pani doktor okazało się, że to niegroźna alergia, pokrzywka. Po podaniu wapna przeszło. Dziś już była na spacerku :).

Stasio wrócił. Nie wiem, jak wytrzymałam tyle czasu bez niego. Patrzę na niego z bezustannym zachwytem - zmienił się przez te dwa tygodnie, poszerzył słownictwo no i o dziwo był wczoraj wzorowo grzeczny :). Pewnie stęsknił się i to dlatego tak chętnie i szybko sprzątnął zabawki. A może nie mógł się doczekać, aż tata mu pokaże w internecie rycerzy LEGO? ;)

Za Daną też chyba trochę się stęsknił i chyba z wzajemnością. Dzieci już próbują się razem bawić, chociaż przeważnie Staś się denerwuje, że Dana mu przeszkadza i rozwala zabawki. Ciekawe co będzie, jak trochę podrosną - oby się zaprzyjaźnili...


czwartek, 14 lipca 2005

Trochę lepiej

Dziś nareszcie Dana obudziła się bez gorączki i w całkiem dobrym humorze. Mam nadzieję, że jest już zdrowa. Może zacznie jeść? Przez ostatnie dni prawie nic nie jadła, trochę skubnęła chlebka, trochę chrupek i to wszystko.
Agnieszka dziś wyjeżdża, za to wraca Staś :). Ciekawe, czy choć trochę stęsknił się za domem.

Jutro z dziećmi zostanie Ewa, siostra Jarka, a od poniedziałku przychodzi dziewczyna, która pracowała w żłobku na stażu. Dzieci ją znają (tak właściwie Danka może już jej nie pamiętać) no i w żłobku miała praktykę z dziećmi. Niestety nikt z rodziny nie ma w tym tygodniu czasu. Mam nadzieję, że pani Małgosia się sprawdzi. A następny tydzień dzieci spędzą z moją siostrą Sabiną, za którą przepadają.

Pozostaje nam jeszcze sierpień...

poniedziałek, 11 lipca 2005

Załamie się :(

Danuśka znowu chora... Tym razem zapalenie oskrzeli. Lekarka nas uprzedzała, że po ospie będzie łapać zarazki "w lot", ale miałam nadzieję, że po rezygnacji ze żłobka jakoś będziemy się trzymać. Byliśmy w Chodczu, odwiedzić Stasia (który wcale się nie przejął naszą obecnością, ma swoich znajomych i swoje zajęcia) i powrót z rozgorączkowaną i wymiotującą Danusią nie należał do przyjemności. Szczególnie dla niej, rzecz jasna. Dziś jest już lepiej, tylko bardzo chce wyjść na dwór i nie rozumie, dlaczego jej nie wolno :(.

Staś w Chodczu rozpuszczony jak dziadowski bicz. Ciocia i jej rodzina owinięci wokół małego paluszka i Stach robi co chce. To chyba nie dziwne, że nie ma ochoty wracać do domu. Wraca we czwartek, na szczęście, bo ja już bardzo tęsknię. Co nie znaczy, że nie jest dobrze od siebie nawzajem odpocząć raz na jakiś czas.


piątek, 8 lipca 2005

Po imprezie

Oto urodzinkowo - imprezowa Danusia :). Mała najwyraźniej jest stworzona do tego, by być w centrum zainteresowania. Bawiła się świetnie, czarowała całe towarzystwo. Co prawda nie zdmuchnęła świeczki, ale całe to zamieszanie tortowo-świeczkowe bardzo przypadło jej do gustu. Babcia nalegała na "wróżbę roczkową", czyli co dziecko wybierze spośród przedmiotów podanych na tacy. Wybór nie był łatwy, Dana długo się zastanawiała, po czym wybrała śliczny, czerwony różaniec... W drugim podejściu już bez namysłu chwyciła długopis i wrzuciła do kieliszka. I jak to zinterpretować??? Pomysłów było wiele i wszystkie okropne ;).

Staś wyjechał na wakacje do Chodcza. Świetnie się bawi, szkoda mu czasu nawet by pogadać z mamą i tatą przez telefon. Jutro do niego jedziemy i obawiam się, że jak nas zobaczy, to wcale się nie ucieszy... Będzie się bał, że go zabierzemy do Torunia. W Chodczu cały dzień bawi się na dworze, dopisuje mu apetyt i może się uodporni na te wszystkie choróbska...



czwartek, 7 lipca 2005

Dubliner Pub

Byliśmy wczoraj z Jarkiem na piwie z moimi przyjaciółmi ze studiów, z którymi nie spotykałam się już od dłuższego czasu. Odkąd mam małe dzieci, moja imprezowość zbliżona jest do zera... Dzięki temu, że jest Agnieszka, spokojnie mogliśmy wyjść z domu. Bardzo się cieszę, że mogłam się z nimi spotkać, a w szczególności z Maćkiem, który w ubiegłym roku stracił 6-letniego synka :(. Nie widziałam go po tej tragedii i bałam się tego spotkania, a jednocześnie bardzo mi na tym zależało. Maciek przycichł, widać po nim te przejścia, ale się tego nie okazywać. Teraz ma trzymiesięczne dziecko, co pewnie jest na tyle absorbujące, by nie myśleć ciągle o stracie. Umówiliśmy się wstępnie na bilard w przyszłym tygodniu, ale nie jestem pewna, czy to dojdzie do skutku.

Z imprezy wracaliśmy w wielkim pośpiechu, bo Dana, nieprzyzwyczajona do mojej nieobecności, budziła się co chwilę i Aga nie mogła sobie dać rady.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...