Strony

sobota, 29 kwietnia 2006

Jak wam to powiedzieć...

Z uwagi na fakt, że dzieci po przekroczeniu pewnego wieku stają się coraz mniej zabawne, istnieje ryzyko, że nasz blog stawałby się coraz nudniejszy. Postanowiliśmy więc wraz z mężem podjąć pewne działania, mające zapewnić ciągłość bloga o Ladorusiach. W efekcie owych działań, kolejny Ladoruś kiełkuje sobie w moim brzuszku i przyjdzie na świat w okolicach listopada.

I co Wy na to?

151 stare komentarze

czwartek, 27 kwietnia 2006

Choróbska :(

Staś ma zapalenie gardła, a Danusia paskudnie kaszle. Ostatnie dwa dni spędziłam na tuleniu, kojeniu, podawaniu leków, wycieraniu wymiotów z podłogi... Niemało czasu zajęło też godzenie dzieci, które z nudów się tłuką. Dana ugryzła Stasia w ramię tak, że został mu siniak i biedak płakał przez pół godziny.

Najgorsze z tego wszystkiego jest podawanie leków. Staś dostaje antybiotyk w zawiesinie, która jest paskudna, mączna w smaku. Trudno mu ją przełknąć przez opuchnięte gardło, więc nierzadko próba połknięcia kończyła się wymiotami. Aby skłonić go do połknięcia stosowałam: błagania, próby przekupstwa, groźbę zastrzyków (uzasadnione) i inne sposoby, które stawały się coraz mniej skuteczne. Wczoraj wieczorem nie skutkowało już nic. Wtedy mój mąż wpadł na pomysł, żeby lek wymieszać z nutellą i po męskiej rozmowie Staś zgodził się spożyć tę mieszankę. Chyba nawet mu to smakowało. Mam nadzieję, że zmieszanie antybiotyku z nutellą nie spowoduje efektów ubocznych. Cóż, gdyby Staś odmówił przyjmowania lekarstw, musiałby dostać zastrzyki, a teraz zamiast tego zjada czekoladowy deserek. Genialny ten mój mąż, no nie? Dziś mój mąż dyżuruje przy dzieciach a jutro znów ja. Mam wrażenie, że moje dzieci są przy tatusiu grzeczniejsze, oczywiście gdy mnie nie ma w zasięgu wzroku.

Trzymajcie kciuki, żeby dzieci szybko wyzdrowiały, najlepiej przed długim weekendem. A dla poprawy nastroju wklejam zdjęcie Stasia, który też może nadałby się na prezydenta. Zdjęcie zrobione gdy miał kilkanaście miesięcy. Nie patrzcie na datę na fotce, bo to data zdjęcia zrobionego cyfrówką ze zdjęcia ;). Przepraszam za kiepską jakość.


i dla porównania - powtarzam zdjęcie Danusi:



Kampania prezydencka roku 2034 - pomyśl, na kogo oddasz swój głos!

poniedziałek, 24 kwietnia 2006

W uznaniu zasług

Poniedziałek, 6 rano, pobudka, przecieram oczy. Deszcz bębni o parapet, aż się odechciewa wychodzić z łóżka, ale cóż, przeciągam się i wstaję. Wstawiam wodę na herbatę i podchodzę do okna. Widzę gospodarza domu, jak w strugach deszczu zbiera śmieci, porozrzucane na trawniku. Nazbierało się tego przez weekend - butelki po wódce, pudełka po papierosach, jakieś papiery... Widok skąpanej w deszczu sylwetki zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przypomniałam sobie, że w zimie o godzinie 7 rano chodnik przed blokiem był zawsze odśnieżony, posypany piaskiem, niezależnie od ciemności i trzaskającego mrozu. Porządek przed naszym blokiem nie zależy od pory roku, chociaż nie jest to regułą na naszym osiedlu. Nie wszyscy gospodarze są tak sumienni. Może planują posprzątać, jak przestanie padać, albo gdy nazbiera się więcej śmieci.  Ja niestety mam takie właśnie podejście do pracy...

Istnieją podręczniki dla pracodawców, jak skutecznie zmotywować pracowników, żeby chciało im się przykładać do obowiązków. Sposoby te obejmują udział w zyskach firmy, wyróżnienia i pochwały, dyplomy i nagrody.

Jestem pełna uznania dla ludzi, którzy wykonują sumiennie swoją pracę, chociaż nie daje to szans ani na awans, ani na podwyżkę, ani na zagraniczną wycieczkę.

środa, 19 kwietnia 2006

Pożegnanie z wózkiem

Danusia zdecydowanie stwierdziła, że potrafi świetnie chodzić, więc wózek jest jej niepotrzebny. Próby wkładania jej do wózka kończyły się wrzaskiem, wyrywaniem się, głośnym płaczem i błagalnym spojrzeniem w kierunku mamy, której w końcu serce zmiękło i postanowiła się nie znęcać nad dzieckiem.

Od tej pory życie stało się o wiele bardziej skomplikowane.

Danusia, nagle obdarowana wolnością, wykorzystuje to w każdy możliwy sposób. Chodzi gdzie chce, dotyka wszystkiego, co się da, próbuje włazić w kałuże, zbiera kamyki, śmieci, przewraca się, goni pieski i co też jej jeszcze przyjdzie do głowy. Staś, który zachłyśnięcie się wolnością przeszedł już dawno, maszeruje raczej grzecznie, ale zdarza mu się zostać gdzieś z tyłu. A ja, z zakupami w ręce, próbuję zgromadzić te moje kurczęta i skłonić je do poruszania się w zwartym szyku, szczególnie przy przechodzeniu przez ulicę (na szczęście tylko jedną w drodze ze żłobka do domu).

Gdy po raz kolejny, Danusia samowolnie zmieniła kierunek poruszania się na przeciwny do zamierzonego, pokiwałam jej ręką mówiąc "Pa pa pa, Danusiu". Na co Staś zareagował oburzeniem:

- Mamusiu, nie wolno zostawiać Danusi! Nie rób tak! Poczekaj, ja ją przyprowadzę.

Ku mojemu zdumieniu i zachwytowi poszedł po siostrę, która grzecznie chwyciła go za rączkę i razem podążyli za mną. Wyglądali tak uroczo, że pożałowałam, że nie mam przy sobie aparatu.

Mój synek, często narzekający na los starszego brata, jest świetnie przystosowany do tej roli i jestem z niego bardzo dumna.

Nie mam zdjęcia ze spaceru, ale na udokumentowanie miłości bratersko-siostrzanej zamieszczam zdjęcie Danusi budzącej Stasia.




wtorek, 18 kwietnia 2006

Wróciliśmy!

Wróciliśmy szczęśliwie z wielkanocnych wojaży. Wasze życzenia czytałam dopiero po Świętach, ale wszystkie się spełniły! Mieliśmy wspaniałe Święta. Dziękuję bardzo w imieniu całej rodziny.

Kaja trafnie odgadła, że odwiedziliśmy Lubelszczyznę. Trochę to inny świat... A może poprostu trafiałam na dziwnych ludzi. Grunt, że nasłuchałam się różnych spiskowych teorii, a to że rodzina Bin Ladena przyjaźni się z Bushem i razem jeżdżą na pikniki, a to że katastrofę zaplanowali WTC Amerykanie, żeby uniknąć rozpowszechnienia informacji w komputerach WTC, które groziły światowym kryzysem giełdowym... Poglądy takie oraz inne były z przekonaniem głoszone między innymi przez świeżo upieczonego magistra inżyniera. No cóż, teraz przynajmniej wiem, że istnieją wyborcy obecnego parlamentu.

Mam nadzieję, że nie uraziłam mieszkańców Lubelszczyzny. To piękna kraina, a oszołomy zdarzają się wszędzie. Większość mieszkańców Lubelszczyzny, których znam to ludzie uczynni, serdeczni, bardzo pracowici i o wielkich sercach. Taka jest właśnie rodzina mojej siostry Uli. Czas spędzony u nich upłynął aż za szybko. Wróciliśmy wypoczęci, rozleniwieni i ciężsi o parę kilo. Dzieci nie chciały stamtąd wyjeżdżać. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała - zaliczyliśmy wiosenną burzę, gradobicie, ulewne deszcze, ale i przepiękną tęczę.

A to, że po naszym wyjeździe zaplanowano remont, to tylko zbieg okoliczności ;)

czwartek, 13 kwietnia 2006

Roślina święconkowa

W Stasiowym przedszkolu plac zabaw ogrodzony jest żywopłotem z bukszpanu. Pani przedszkolanka usiłowała wpoić dzieciom tę trudną nazwę wraz z informacją, że gałązki bukszpanu wkłada się do koszyczka ze święconką.

Po powrocie ze spaceru, pani pyta:

- Dzieci, pamiętacie gałązki jakiej rośliny wkładamy do koszyczków?

Na to jeden z chłopców wyrywa się z odpowiedzią:

- PAN BÓG!

No co? Brzmi całkiem podobnie ;)

rozarozaroza

Kochani! Życzę Wam pogodnych i spokojnych Świąt Wielkanocnych, radości z czasu spędzonego z rodziną, samych pyszności na Wielkanocnym stole, mokrego dyngusa i wspaniałego wypoczynku.

Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna za życzenia - przepraszam, że nie robię tego indywidualnie, ale niebawem wyjeżdżamy w daleką drogę na drugi koniec Polski. Do zobaczenia około wtorku!!!

środa, 12 kwietnia 2006

Bye, bye, my love...

Rano przed przedszkolem zauważyłam wielką sympatię Stasia, czyli Julkę.

- Stasiu, popatrz, tam idzie twoja Julka!
- Nie, mamo, ona już nie jest moją koleżanką, to był tylko sen... - odpowiedział żałosnym głosem Staś.

Czyżby pierwsze rozczarowania sercowe miał już za sobą?

Domyślam się nawet przyczyn zerwania. W szatni Staś i Julka przywitali się grzecznie, choć ozięble, po czym Julka, wskazując na robota Bionicle w dłoni Stasia powiedziała:

- A ty Stasiu znów przyniosłeś do przedszkola jakieś straszydło?

Staś zrobił mocno urażoną minę.
A więc poszło o męskie zabawki...

wtorek, 11 kwietnia 2006

Słownik wyrazów szczególnie obcych

Rozmowa podczas wieczornego mycia zębów.

- Mamo, jak się nazywa to różowe w buzi?
- Dziąsła.
- Nie, to różowe, które wchodzi do ząbków i one się psują.
- Próchnica?
- Nie!
- Może paradontoza? - pytam na wszelki wypadek, bo Staś przynosi z przedszkola różne trudne słówka.
- Nie, mamo. Paradontoza jest wtedy, gdy jakiś pan idzie bez pozwolenia do innej żony.

Czego oni się uczą w tym przedszkolu???

A ja nadal nie wiem, co jest różowe i wchodzi do ząbków, żeby je popsuć. Czyżby bakteria?

poniedziałek, 10 kwietnia 2006

Wyznanie miłości- drugie podejście

Spragniona wyznań miłosnych, tym razem zagadnęłam Danusię:

- Danusiu, powiedz "KO-CHAM CIĘ"

- Bu-jaj się! - odparła moja córeczka.

Brzmi to tak samo za każdym razem. Ale chyba i tak mnie kocha, jak myślicie? ;)

czwartek, 6 kwietnia 2006

Powiedz mi, jak mnie kochasz?

- Stasiu, kochasz mnie?
- Kocham cię mamusiu tak mocno mocnomocno mooooocno mocnomocnomocno MOCNO!!! Tak mocno, jak tatuś kocha mnie!

Skoro aż tak mocno, to mogę być spokojna o uczucia mojego synka.

środa, 5 kwietnia 2006

Ameryka, panie ;)

Pod koniec lat 80-tych, mój brat wyjechał na 5 lat do USA. Dzwonił do nas dość często z tej Ameryki, bo kosztowało go to marne grosze, opowiadając, jak wygląda życie za oceanem. Wiele z jego opowieści brzmiało tak niewiarygodnie, że utkwiły w mej pamięci. Pomyślcie, jak w oczach dziecka mieszkającego w Polsce w czasach, gdy w sklepach królowały ocet i musztarda, musiały brzmieć następujące opowieści:

- Sklepy w Ameryce są wielkie, jak fabryki albo stadiony sportowe. (Tak? Ale po co takie duże?)

- Chleb sprzedają już pokrojony (Po co???) i nie czerstwieje przez parę dni. (Niemożliwe!) W dodatku jest tak sprężysty, że można na nim usiąść, a on wróci do swojego kształtu (Bajki!)

- W sklepie cała kilkunastomentrowa półka jest zapełniona jedzeniem dla psów i kotów (Kto kupuje jedzenie dla psów? Zwierzaki przecież jedzą resztki albo podroby!), nierzadko są to konserwy (Konserwy z psim żarciem? Żaaaartujesz!)

- Można kupić napoje i słodycze bez cukru, które mimo to są słodkie. (Słodkie czy bez cukru? Zdecyduj się!)

- Są restauracje, w których płaci się tylko za wstęp i można tam jeść, nic więcej nie płacąc. (Ha ha ha! Gdyby u nas były takie restauracje, to ludzie wchodziliby do nich rano i obżerali się do zamknięcia, doprowadzając ten lokal do rychłego bankructwa!)

roza

Minęło 20 lat. Mamy XXI wiek, możemy kupić chleb, który szybciej spleśnieje, niż stanie się czerstwy, możemy kupić słodycze bez cukru, producenci psiej karmy świetnie prosperują, tylko te restauracje jakoś się nie przyjęły... ;)


poniedziałek, 3 kwietnia 2006

Idealne dziecko

W drodze do uwielbianej przez nasze dzieci cioci Eluni, udzielamy Stasiowi ostatnich napomnień, głownie żeby nie wyłudzał prezentów i nie męczył cioci, która niedawno złamała nogę.

- To co, Stasiu, będziesz grzeczny?
- Ależ oczywiście, ja zawsze słucham moich kochanych rodziców!

Ach, gdybyż to było prawdą...

W każdym razie weekend mieliśmy bardzo udany, odpoczęłam, zrelaksowałam się, zostałam podtuczona troszkę (niestety), a dzieci jak zwykle bardzo niechętnie wracały z tej krainy szczęśliwości...

I wcale nie jestem zazdrosna, gdy wyciągam ramiona ku jednemu z moich dzieciu, biegnącemu w moim kierunku, a ono zamiast w nie wpaść i się do mnie przytulić, biegnie dalej i wpada w ramiona cioci... Wcale a wcale!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...