Strony

wtorek, 29 maja 2007

Dobrze, że mają siebie

Wczesnym porankiem Danusia na wpół śpiąca idzie do gaworzącej rozkosznie Emilki. Kładzie się obok niej, przytula. Mówi: "Emilko, Milusiu, Niunieczko! Kocham cię, kocham cię, tak bardzo cię kocham. Jesteś moją kochaną siostrzyczką". Emilka śmieje się w głos, obraca się do Danusi i próbuje ją chwycić za nos.

Oby zawsze była między nimi taka więź, a każda z nich będzie miała nieoceniony skarb. Nie mam złudzeń co do tego, że nie raz jedna czy druga przybiegnie do mnie z płaczem i skargą na siostrę, ale ważne jest to, żeby mimo to się kochały.
stare komentarze

sobota, 12 maja 2007

Ciocia Pani

Ufff... Pierwszy tydzień pracy już za mną. Nie było przesadnie ciężko, ale zbyt lekko też nie. W pracy wszyscy, którzy musieli wykonywać część moich obowiązków pod moją nieobecność, już jakiś czas temu odetchnęli z ulgą, że niedługo wracam i natychmiast zaprzestali robić cokolwiek, co mogło jeszcze chwilę poczekać. Wskutek tego od poniedziałku rano przez mój gabinet przechodził nieustający pochód kolegów i koleżanek, przyczyniając się do wzrostu stosu papierów i spraw do załatwienia. Trochę to potrwa, zanim wyjdę na prostą zwłaszcza, że pracuję tylko 6 godzin dziennie. W dodatku moje myśli przez cały czas krążyły wokół dziewczynek pozostawionych z nianią w domu.

Pierwszy dzień oczywiście był najgorszy. Rano nakarmiłam Emilkę "na zapas" i wymknęłam się niepostrzeżenie z domu. Jak się później okazało, Emilka w ciągu dnia trochę marudziła, bo nie mogła usnąć beze mnie, ale gdy w końcu jej się udało, przespała 3 godziny, zjadła obiad i na spacerze spała dalej. Danusia była zadowolona z długiego pobytu na dworze, więc wcale nie marudziła. Drugiego dnia Danusia trochę mnie zaniepokoiła, gdyż mój mąż mówił, że nie chciała podejść do niani, tylko się za nim chowała. Ale gdy już się przemogła, dalej było w porządku. Moje obawy rozwiała dopiero moja siostra, która będąc przejazdem w Toruniu wstąpiła do dziewczynek na kawę i stwierdziła, że niania robi bardzo dobre wrażenie, a Danusia do niej lgnie. No i teraz każdy dzień jest lepszy.

W efekcie mojej kilkugodzinnej nieobecności, po moim powrocie z pracy, dziewczynki nie pozwalają mi odejść od nich na krok. Obie chcą się tylko przytulać, co jest całkowicie zrozumiałe, ale zupełnie uniemożliwia mi zajmowanie się domem. W związku z tym mogę cokolwiek zrobić dopiero, gdy zasną. Czasem za sprzątanie biorę się po północy (gdy się obudzę) albo o 6 rano, bo przecież przychodzi niania, nie mogę więc zostawić tego całego bałaganu. Przygotowuję też wtedy obiad dla Danusi. Mam nadzieję, że to się trochę unormuje w miarę, jak przywykniemy do nowej sytuacji.

Stasia odbieram z przedszkola w drodze do domu, czyli po 14. Strasznie narzeka, że tak szybko po niego przychodzę, bo po obiedzie zaczyna się tam najlepsza zabawa. Może jak pogoda się poprawi, to będę po niego chodziła z dziewczynkami trochę później.

A Staś znowu swoje:

- Mamusiu, jak się urodzi następna dzidzia, to niech to będzie chłopczyk, dobrze? I nazwijmy go Karabasz.

Gdy go zapytałam, dlaczego uważa, że będzie jeszcze jakaś dzidzia, to spojrzał na mnie, jak by to było oczywiste. Może wrodzone poczucie sprawiedliwości każe mu tak uważać? Skoro są dwie dziewczynki, to on musi mieć braciszka, dla równowagi ;)

A czemu ciocia Pani? Dlatego, że ja się mylę, w rozmowie z Danusią raz mówiąc "pani Gosia", raz "ciocia Gosia". Danusia połączyła to w "ciocia Pani", co wydaje mi się bardzo trafne i ładnie brzmi.

stare komentarze

sobota, 5 maja 2007

Owocowa panienka

Kiedyś będę miała do siebie słuszne pretensje o to, że w tym czasie tak mało piszę o Emilce. Znów nie będę w stanie sobie przypomnieć, kiedy kolejne z moich dzieci nauczyło się siadać, raczkować czy też kiedy pojawił się pierwszy ząbek. Na razie nic z tych rzeczy u Emilki jeszcze nie miało miejsca, więc postaram się tym razem sumienniej prowadzić kronikę.

Emilka wygląda teraz bardzo apetycznie - buzia rumiana jak jabłuszko, pokryta delikatnym puszkiem jak brzoskwinka, a jej główka ze sterczącymi czarnymi włoskami przypomina owoc kiwi, w miarę wzrostu włosków przeobrażając się w kokos. Sama słodycz :)

Jest wyjątkowo pogodnym dzieckiem. Wszystkich wita szerokim, bezzębnym uśmiechem, nawet gdy widzi kogoś po raz pierwszy. Oczywiście jej najcudniejsze uśmiechy przeznaczone są dla Danusi i dla Stasia. Swoją radość wyraża również całym swoim ciałem, machając rączkami i nóżkami (jak już kiedyś pisałam - kłębuszek szczęścia). Położona na brzuszku kołysze się na boki, wyglądając jakby miała zamiar poraczkować doprzodu. Na razie to się jej nie udaje, obraca się jedynie wokół własnej osi, co dość zabawnie wygląda.

Odgłosy wydawane przez Emilkę to osobny rozdział. Czasem śpiewa sobie ślicznie niczym ptaszek, gdy nagle jej cieniutki głosik zmienia się w gardłowe skrzeczenie. To skrzeczenie niezmiernie jej się podoba, chyba dlatego, że cała od tego aż wibruje. Chyba jeszcze w moim brzuszku zadużo nasłuchała się Shreka, bo jej głos brzmi zupełnie, jak: "Jestem ooogrrr, grrrrrrrrrrrrr!" Wygląda to komicznie, bo ten niski dźwięk zupełnie nie pasuje do jej malutkiego ciałka i drobnej twarzyczki.

Oprócz leżenia na brzuszku, Emi uwielbia też kąpiele. Od paru dni kąpię ją już w "dorosłej" wannie, dzięki temu może spokojnie chlapać, nie narażając mieszkania sąsiadów z dołu na zalanie. Poza tym nareszcie można wynieść do piwnicy wanienkę, która zajmowała pół naszej malutkiej łazienki.

Co jeszcze nowego... Głównie jedzenie. Od 2-3 tygodni jadłospis Emilki, do tej pory monotonnie mleczny, został poszerzony o jabłuszko, kleik ryżowy oraz zupkę marchewkowo-ziemniaczaną, do której zaczynam dodawać odrobinę mięsa. Nowe pokarmy Emilka zjada z umiarkowanym entuzjazmem. Na początku żeby skłonić ją do otwarcia buzi, musiałam jąrozśmieszać, a gdy uśmiechała się szeroko, wkładałam jej szybko do buzi łyżeczkę z papką. Teraz już załapała o co chodzi z tą łyżeczką i sama otwiera buzię. Muszę się jeszcze przyzwyczaić na nowo do gotowania malutkich porcji jedzenia, bo już dwa garnki przypaliłam.

Mam jeszcze dwa dni na przygotowanie Emilki do względnego uniezależnienia ode mnie. W teorii wygląda to nie najgorzej, a jak będzie z praktyką, okaże się niebawem. Mam nadzieję, że niania wykaże się wystarczającą cierpliwością i ciepłem, by Emilka na tym nie ucierpiała.

A ja, idąc do pracy, nie zastanawiam się już nad tym, że to opiekunka będzie świadkiem nabywania nowych umiejętności Emilki, że to ona będzie obiektem jej uśmiechów, że cała śmietanka mnie ominie. Tak było przy pierwszym dziecku, w mniejszym stopniu również przy drugim. Teraz martwię się jedynie, by Emilce było dobrze, żeby była najedzona, zadowolona i wyspana, a całą resztę będziemy nadrabiać wieczorami i w weekendy. Nie ma co się nad sobą roztkliwiać, bo do pracy iść muszę. Nie ja pierwsza i jedyna zostawiam w końcu dziecko z opiekunką. Biorę się w garść i wracam do przygotowań domu pod działanie opiekunki...

  
stare komentarze
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...