Strony

sobota, 12 maja 2007

Ciocia Pani

Ufff... Pierwszy tydzień pracy już za mną. Nie było przesadnie ciężko, ale zbyt lekko też nie. W pracy wszyscy, którzy musieli wykonywać część moich obowiązków pod moją nieobecność, już jakiś czas temu odetchnęli z ulgą, że niedługo wracam i natychmiast zaprzestali robić cokolwiek, co mogło jeszcze chwilę poczekać. Wskutek tego od poniedziałku rano przez mój gabinet przechodził nieustający pochód kolegów i koleżanek, przyczyniając się do wzrostu stosu papierów i spraw do załatwienia. Trochę to potrwa, zanim wyjdę na prostą zwłaszcza, że pracuję tylko 6 godzin dziennie. W dodatku moje myśli przez cały czas krążyły wokół dziewczynek pozostawionych z nianią w domu.

Pierwszy dzień oczywiście był najgorszy. Rano nakarmiłam Emilkę "na zapas" i wymknęłam się niepostrzeżenie z domu. Jak się później okazało, Emilka w ciągu dnia trochę marudziła, bo nie mogła usnąć beze mnie, ale gdy w końcu jej się udało, przespała 3 godziny, zjadła obiad i na spacerze spała dalej. Danusia była zadowolona z długiego pobytu na dworze, więc wcale nie marudziła. Drugiego dnia Danusia trochę mnie zaniepokoiła, gdyż mój mąż mówił, że nie chciała podejść do niani, tylko się za nim chowała. Ale gdy już się przemogła, dalej było w porządku. Moje obawy rozwiała dopiero moja siostra, która będąc przejazdem w Toruniu wstąpiła do dziewczynek na kawę i stwierdziła, że niania robi bardzo dobre wrażenie, a Danusia do niej lgnie. No i teraz każdy dzień jest lepszy.

W efekcie mojej kilkugodzinnej nieobecności, po moim powrocie z pracy, dziewczynki nie pozwalają mi odejść od nich na krok. Obie chcą się tylko przytulać, co jest całkowicie zrozumiałe, ale zupełnie uniemożliwia mi zajmowanie się domem. W związku z tym mogę cokolwiek zrobić dopiero, gdy zasną. Czasem za sprzątanie biorę się po północy (gdy się obudzę) albo o 6 rano, bo przecież przychodzi niania, nie mogę więc zostawić tego całego bałaganu. Przygotowuję też wtedy obiad dla Danusi. Mam nadzieję, że to się trochę unormuje w miarę, jak przywykniemy do nowej sytuacji.

Stasia odbieram z przedszkola w drodze do domu, czyli po 14. Strasznie narzeka, że tak szybko po niego przychodzę, bo po obiedzie zaczyna się tam najlepsza zabawa. Może jak pogoda się poprawi, to będę po niego chodziła z dziewczynkami trochę później.

A Staś znowu swoje:

- Mamusiu, jak się urodzi następna dzidzia, to niech to będzie chłopczyk, dobrze? I nazwijmy go Karabasz.

Gdy go zapytałam, dlaczego uważa, że będzie jeszcze jakaś dzidzia, to spojrzał na mnie, jak by to było oczywiste. Może wrodzone poczucie sprawiedliwości każe mu tak uważać? Skoro są dwie dziewczynki, to on musi mieć braciszka, dla równowagi ;)

A czemu ciocia Pani? Dlatego, że ja się mylę, w rozmowie z Danusią raz mówiąc "pani Gosia", raz "ciocia Gosia". Danusia połączyła to w "ciocia Pani", co wydaje mi się bardzo trafne i ładnie brzmi.

stare komentarze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...