Strony

środa, 21 września 2005

Długa droga do domu

Ostatnio udało mi się odkryć ścieżkę, dzięki której droga z pracy do Stasia przedszkola stała się całkiem przyjemna. Do tej pory szłam wzdłuż ruchliwej ulicy, w hałasie i spalinach. Okazało się, że wystarczy lekko odbić w lewo, przejść przez dziurę w bloku (no, taki tunel) i już jestem za miastem... Co prawda po prawej nadal mam bloki, ale po lewej jest łąka, rzeczka, dużo drzew... i ładnie pachnie jesienią. Idę myśląc sobie o głupotach, niczym się nie martwiąc i niestety krok sam mi zwalnia. Muszę sobie przypominać, że dzieciaki na mnie czekają, przyśpieszam kroku, ale tylko na chwilę...

Po pół godzinie dochodzę do przedszkola i tempo życia wzrasta. Staś wybiega do mnie z rysunkiem w garści: "Mamusiu, mam dla Ciebie list!". Zaczynam go ubierać, a wtedy Staś wyrywa mi się i biegnie z powrotem na grupę wołając: "Zapomniałem coś dorysować, zaraz przyjdę!". Ta sytuacja zdarza się codziennie i chyba dobrze świadczy o stosunku Stasia do przedszkola, że nie ucieka stamtąd jak tylko ma taką szansę.
Kończymy się ubierać i wychodzimy. Po drodze mijamy plac zabaw - tam Staś zawsze dokładnie 3 razy zjeżdża ze zjeżdżalni. Wczoraj poszliśmy inną drogą i Staś przypomniał sobie o zjeżdżalni dopiero, gdy zobaczył żłobek. "O nie, zapomnieliśmy o zjeżdżalni, musimy wracać!" Na szczęście udało mi się mu to wyperswadować, chociaż nie było to łatwe i kosztowało parę Stasiowych łez. Teraz mam nauczkę, żeby nie psuć codziennego rytuału...
Następnie mijamy miejsce, gdzie zazwyczaj przebywa stado gołębi. Staś z nimi rozmawia, na przykład wczoraj brzmiało to tak:

Staś: - Cześć ptaszki, jecie obiad?
Ptaszki, czyli ja: - Tak Stasiu, musimy dużo jeść, bo chcemy urosnąć!
Staś: - A jak urośniecie to będziecie orłami?

Dochodzimy wreszcie do żłobka, który jest zamkiem na szklanej górze, a my ratujemy z niego Królewnę Danusię. Wchodzimy po cichutku, ja przez chwilę patrzę, jak Dana ładnie się bawi. W momencie, gdy mnie widzi, zawsze mi pęka serce gdy widzę, jak zrywa się i biegnie, nie zwracając uwagi na przeszkody, taranuje inne dzieci i cudem unika przewrócenia o dywanik. W oczach ma przerażenie, że pójdę sobie i ją tam zostawię. Gdy biorę ją na ręce, ona mocno chwyta mnie za szyję i robi z zapałem "pa pa" ciociom opiekunkom.
Wiem, że w żłobku nie jest jej źle, ale chyba brak jej mamy. I nie jest to kwestia wyboru żłobek czy opiekunka, bo z opiekunką wcale nie byłoby lepiej, niż w naszym superowym żłobku. Poprostu jest to córeczka mamusi, która najszczęśliwsza jest, gdy ma mamę w zasięgu wzroku (a najchętniej gdy można się uczepić jej nogi).

Dalsza część drogi to zakupy na rynku, co już w zasadzie nie jest warte opisywania ("Mama, kup mi to!"), po czym docieramy do "naszego Torunia", gdzie mieści się nasz blok.

"Hura, już jesteśmy w domku!"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...