Dziś w nocy spałam jak zwykle z Danuśką w naszym
ogromnym, małżeńskim łożu, z którego mój mąż został na razie
oddelegowany do innego pokoju (niestety). Również jak zwykle, w środku
nocy przytuptał do nas Staś, ale co tam, łóżko jest naprawdę duże, więc
nie ma problemu. Problem jednak się pojawił, gdy wstałam na moment,
wyłączyć mężowi telewizor, przy którym jak zwykle zasnął. No i gdy
wróciłam okazało się, że... nie ma dla mnie miejsca! Wydawało mi się, że
pomiędzy Danusią a ścianą jest szczelina, w którą spróbowałam się
wpasować. Niestety, musiałabym być o połowę chudsza. Środek łóżka zajęty
był przez poplątane kończyny dzieci, nie do rozplątania bez obudzenia
właścicieli, na co nie miałam najmniejszej ochoty. A z brzegu łóżka było
może z 10 cm, gdzie może udałoby mi się położyć, ale zasnąć to już nie.
Z żalem zaniosłam Stasiaczka do jego łóżka (on nie lubi rano budzić się sam) i wykorzystałam ostatnie godziny nocy na sformułowanie nowego prawa, które roboczo nazwałam Prawem Maksymalizacji Powierzchni Spalnej. Otóż prawo to głosi, że dwoje dzieci, ułożonych do snu na dowolnie dużej powierzchni spalnej, natychmiast opanowuje 100% tej powierzchni.
Trochę jestem niewyspana, ale co tam, w końcu poświęciłam się na rzecz badań naukowych.
Z żalem zaniosłam Stasiaczka do jego łóżka (on nie lubi rano budzić się sam) i wykorzystałam ostatnie godziny nocy na sformułowanie nowego prawa, które roboczo nazwałam Prawem Maksymalizacji Powierzchni Spalnej. Otóż prawo to głosi, że dwoje dzieci, ułożonych do snu na dowolnie dużej powierzchni spalnej, natychmiast opanowuje 100% tej powierzchni.
Trochę jestem niewyspana, ale co tam, w końcu poświęciłam się na rzecz badań naukowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz