Odebrawszy dzieci z "przechowalni", brnę po kostki w
wodzie, taplając w butach stopami w mokrych skarpetkach i prawdę mówiąc
chce mi się płakać. Z mizernym skutkiem próbuję manewrować wózkiem i
trzymanym za rączkę synkiem tak, aby do naszych butów dostało się jak
najmniej wody. Nagle słyszę ostry głos Stasia:
- Mamo, ile razy mam Ci powtarzać, żebyś nie chodziła po kałużach?
Zamurowało mnie, gdy usłyszałam swoje własne słowa, z zachowaniem mojej intonacji, wypowiedziane cienkim głosikiem. Rozżalona odpowiadam:
- Stasiu, wiesz jak trudno omijać kałuże, gdy idę z wózkiem? Te kałuże prawie nie mają końca. Nie krzycz na mnie...
- Mamusiu, nie martw się. Kocham cię nawet wtedy, kiedy chodzisz po kałużach.
Mój mądry, kochany synek...
- Mamo, ile razy mam Ci powtarzać, żebyś nie chodziła po kałużach?
Zamurowało mnie, gdy usłyszałam swoje własne słowa, z zachowaniem mojej intonacji, wypowiedziane cienkim głosikiem. Rozżalona odpowiadam:
- Stasiu, wiesz jak trudno omijać kałuże, gdy idę z wózkiem? Te kałuże prawie nie mają końca. Nie krzycz na mnie...
- Mamusiu, nie martw się. Kocham cię nawet wtedy, kiedy chodzisz po kałużach.
Mój mądry, kochany synek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz