Strony

poniedziałek, 10 października 2005

Ostatnia niedziela

Prognozy zapowiadają, że miniony weekend był ostatnim ciepłym weekendem w tym roku. I jak Ladorusie spędziły ten piękny weekend?

W sobotę piękna, słoneczna pogoda chyba zmyliła mój organizm, który uznał, że to wiosna i poczułam, że pora na wiosenne porządki. Wypucowałam mieszkanie na tyle, na ile się dało z dzieciakami plączącymi się pod nogami. Umyłam nawet żyrandol w kuchni, którego od góry zazwyczaj nie oglądam, ale któregoś dnia wyjmowałam coś z górnej półki i ze zgrozą zobaczyłam pokłady kurzu, które tam zalegają. Skończyłam około północy i poszłam spać wykończona, ale w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Niedzielne przebudzenie, chociaż wczesne, to całkiem przyjemne. Budzi mnie Staś, włażący mi do łóżka, oczywiście budząc też Danę. Lubię niedzielne poranki, turlanie się z maluszkami po łóżku, łaskotki i śmiech do łez. Po kilkudziesięciu minutach takich igraszek, zwlekam się w końcu z łóżka i idę zrobić dzieciom śniadanie. W czasie, gdy gotuję kaszkę, dzieci beztrosko obracają całą moją pracę w ruinę i mieszkanie wygląda jak po przejściu tornada. Cóż, już się do tego przyzwyczaiłam. Próbuję męża obudzić zapachem jajecznicy na boczku, ale skutkuje dopiero "buch tatę po glacy" w wykonaniu Danuśki. Po śniadaniu ubieramy się ładnie i idziemy na wybory i do kościoła. Próbuję Stasiowi wytłumaczyć o co chodzi z tym głosowaniem, ale chyba za szybko na takie nauki.


Noski-Eskimoski


Po drodze jeszcze sklep - Staś jak zwykle naciąnął tatę na jakiś "zestaw rycerski"


Pustynia? Nie, plac zabaw.

Po powrocie szybko robię obiad, żebyśmy mogli wykorzystać jeszcze piękne popołudnie. Jemy obiad i... ogarnia nas lenistwo, odechciewa nam się wychodzić z domu. Tak więc dzieci kontynuują rujnowanie domu, a ja bez większych rezultatów próbuję temu przeciwdziałać. W końcu mam dość i zarządzam wyjście na spacer, chociaż już prawie wieczór.

Spacer okazuje się niezbyt trafiony. Zły humor Stasia, ciągnący się od rana, teraz osiąga apogeum i przez całą drogę musimy z nim walczyć. Histerie, wrzaski... czyli mało Wam znane oblicze Stasia. Danusi wprawdzie podoba się ten spacer, ale jak zwykle woli iść w przeciwną stronę, niż my. Biegam za nią, biorę wyrywające się dziecko na ręce, a ona traktuje to jako świetną zabawę. Jeden taki spacerek i co najmniej 2 kg spada ze mnie jak nic :). Z ulgą wracamy do domu, wrzucamy dzieci do wanny i po tych wszystkich przeżyciach zasypiają bez problemu. Ja zresztą też.

Kto powiedział, że weekendy są po to, żeby odpocząć???


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...