Strony

czwartek, 26 stycznia 2006

Za mało, by dzielić?

Czy kochać swoje dzieci po równo jest łatwo, czy trudno? W chwili obecnej nie wyobrażam sobie, bym jedno z dzieci mogła kochać bardziej niż drugie. Czy synka, bo bardziej rozumny i tak ładnie mówi, że mnie kocha najbardziej na świecie? Czy córeczkę, pulchną i zabawną, pędzącą przez całe mieszkanie, by dać mi buziaka? Z synkiem mogę porozmawiać, jest moim przyjacielem i towarzyszem, a z kolei córcia bardziej potrzebuje mojej czułości, opieki. Gdy tak się nad tym zastanawiam, całe to rozważanie wydaje mi się bez sensu, a mimo to na każdym kroku uważam, by sprawiedliwie rozdzielać swą miłość, zainteresowanie, a także upomnienia. Dlatego, że naczytałam się o matkach, kochających wybiórczo tylko jedno z dzieci, albo pomijających jedno w okazywaniu miłości. Nie chcę, żeby moim dzieciom trafiła się taka matka.

No i jeszcze... mam pewne wspomnienie z własnego dzieciństwa. Jak większość wspomnień, jest ono przejaskrawione i rozdęte do przesady. Gdy miałam lat może z 7, w mojej obecności zadano mamie pytanie, które z dzieci kocha najbardziej. Jak może pamiętacie, jest nas ośmioro rodzeństwa - widać niektórym nie mieści się w głowie, by tyle osób obdarzyć miłością po równo. Mama chwilę się zastanawiała, po czym odpowiedziała cicho, że chyba to najmłodsze, tak jak każda matka... To nie ja byłam tą najmłodszą córką, więc możecie zrozumieć, jak się w tej chwili poczułam. Teraz wiem, że to zdarzenie miało wpływ na wiele kolejnych lat mojego życia. Ja i bez tego stwierdzenia byłam zazdrosna o młodszą siostrę. To chyba normalne u dziecka, które przez 5 lat było najmłodsze, a potem nagle inna mała istotka zyskuje niemal całe zainteresowanie rodziców. Tak więc podsłuchane zdanie tylko potwierdziło moje podejrzenia...

Od tej pory zachowywałam się tak, by być w centrum uwagi. Musiałam być najlepsza, musiałam wciąż być chwalona... Może i wyszło to na dobre moim stopniom w szkole, ale z drugiej strony nieustanna zazdrość napewno poczyniła nieodwracalne szkody w mojej psychice. We wszystkim dopatrywałam się potwierdzenia, że rodzice kochają mnie mniej. Teraz już z tego wyrosłam i mam w mojej młodszej siostrze przyjaciółkę, ale ile lat straciłyśmy na kłótnie?

Usłyszałam niedawno zdanie: "Pokaż mi konkurujące ze sobą siostry, a pokażę ci matkę, która nie radzi sobie ze sprawiedliwym obdzielaniem dzieci miłością." Ile w tym jest prawdy...

Żeby było sprawiedliwie, muszę zaznaczyć, że mama naprawdę kocha całą ósemkę. Nie wiem, czy da się miłość podzielić równo na 8 części, może w pewnym okresie rzeczywiście najmłodsze dziecko było faworyzowane (a przecież ja też przez parę lat byłam najmłodsza). Mam jednak wielki żal do osoby, która bezmyślnie prowadziła ten dialog z moją mamą, ignorując obecność dziecka, będącego przedmiotem rozmowy. Pomimo tego, że minęło od tej pory ćwierć wieku, osoba ta wciąż znajduje się na krótkiej liście Osób Których Naprawdę Nie Cierpię (natomiast mamie jakoś potrafiłam wybaczyć, że na to pytanie odpowiedziała).

Ja z tego wydarzenia wyciągnęłam trzy bardzo ważne wnioski:

1. Dzieci słuchają, nawet gdy pozornie są zajęte czymś innym.
2. Niewybaczalne jest faworyzowanie jednego z dzieci.
3. Tak naprawdę nie wiemy, jaki nasz gest czy słowo utkwią w pamięci dziecka, dręcząc je później przez długie lata. Trzeba więc bardzo, ale to bardzo uważać, na to co się mówi czy robi w obecności dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...