Wczoraj po wyjściu z pracy, kilkakrotnie
sprawdziłam, która jest godzina, gdyż miałam wrażenie, że wyszłam o
godzinę za wcześnie. Ostatnio zawsze wychodziłam w mrok, rozświetlany z
lekka lampami ulicznymi. Czy to możliwe, by po zakończeniu pracy było
jeszcze tak jasno i słonecznie?
Pomimo mrozu postanowiłam przejść się pieszo, nałykać się na zapas świeżego powietrza. Byłam ciepło ubrana - puchowa kurtka a'la ludzik Michelina, czapka, szal i rękawiczki. Śmieszna sprawa - jeszcze parę lat temu nikt by mnie nie zmusił, bym wyszła z domu w czapce, nie mówiąc już o puchowej kurtce. Teraz myślę sobie, czy czyjekolwiek krzywe spojrzenie warte jest tego, by trząść się z zimna? Ot jak z wiekiem zmieniają się priorytety. A ludzkie spojrzenia i tak nie wyrażają nic poza obojętnością...
Dotarłam do przedszkola moją ulubioną, z lekka okrężną drogą. Moje samopoczucie psychiczne i fizyczne poprawiło się o kilkanaście punktów procentowych. To wszystko dzięki słońcu, którego brak tak mocno ostatnio dawał się we znaki. Odebrałam Stasia - i kolejna miła niespodzianka. Nie musiałam ciągnąć go na siłę, przy wtórze marudzenia, a nierzadko i szlochów. Dla odmiany Staś maszerował dziarsko obok mnie, konwersując z księżycem, który wcześnie pojawił się na niebie. Księżyc został zaproszony do naszego mieszkania, żeby tam zrobić siusiu i napić się gorącego kakao na rozgrzewkę. Wyobraźnia dziecięca chodzi niepojętymi drogami...
Ze żłobka wyszliśmy już w półmrok i światło lamp, ale nadal w dobrym humorze. Danuśka podśpiewywała sobie pod nosem, a Staś zapraszał do nas kolejno parę zmarzniętych piesków i biedronkę z reklamy wiadomej sieci marketów. Mój synek ma bardzo czułe serduszko...
Patrzę na okno w suficie mojego biura i znów widzę bezchmurne niebo. Może dziś znów droga do domu będzie tak przyjemna?
Najkrótszy dzień roku mamy już za sobą. To zdecydowanie najlepsza wiadomość ostatnich dni.
Pomimo mrozu postanowiłam przejść się pieszo, nałykać się na zapas świeżego powietrza. Byłam ciepło ubrana - puchowa kurtka a'la ludzik Michelina, czapka, szal i rękawiczki. Śmieszna sprawa - jeszcze parę lat temu nikt by mnie nie zmusił, bym wyszła z domu w czapce, nie mówiąc już o puchowej kurtce. Teraz myślę sobie, czy czyjekolwiek krzywe spojrzenie warte jest tego, by trząść się z zimna? Ot jak z wiekiem zmieniają się priorytety. A ludzkie spojrzenia i tak nie wyrażają nic poza obojętnością...
Dotarłam do przedszkola moją ulubioną, z lekka okrężną drogą. Moje samopoczucie psychiczne i fizyczne poprawiło się o kilkanaście punktów procentowych. To wszystko dzięki słońcu, którego brak tak mocno ostatnio dawał się we znaki. Odebrałam Stasia - i kolejna miła niespodzianka. Nie musiałam ciągnąć go na siłę, przy wtórze marudzenia, a nierzadko i szlochów. Dla odmiany Staś maszerował dziarsko obok mnie, konwersując z księżycem, który wcześnie pojawił się na niebie. Księżyc został zaproszony do naszego mieszkania, żeby tam zrobić siusiu i napić się gorącego kakao na rozgrzewkę. Wyobraźnia dziecięca chodzi niepojętymi drogami...
Ze żłobka wyszliśmy już w półmrok i światło lamp, ale nadal w dobrym humorze. Danuśka podśpiewywała sobie pod nosem, a Staś zapraszał do nas kolejno parę zmarzniętych piesków i biedronkę z reklamy wiadomej sieci marketów. Mój synek ma bardzo czułe serduszko...
Patrzę na okno w suficie mojego biura i znów widzę bezchmurne niebo. Może dziś znów droga do domu będzie tak przyjemna?
Najkrótszy dzień roku mamy już za sobą. To zdecydowanie najlepsza wiadomość ostatnich dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz