Strony

czwartek, 9 marca 2006

Wyspa dzieci #2

Pamiętcie starą piosenkę 2+1, która jakiś czas temu tak mnie zachwyciła, że kupiłam sobie płytę? Teraz mogę jej słuchać do woli, a jej tekst znam na pamięć.

Jest wyspa, wyspa za morzem dziewięciu miesięcy,
Gdzie dzieci rosną, rosną, rosną na drzewach.
A słońce rozdaje im złote szturchańce
I mogą, i mogą, i mogą jak jabłka dojrzewać.
A kiedy, kiedy wichura nadejdzie od morza
I gałąź o gałąź, o gałąź, o gałąź zastuka,
Zaczyna się wielkie jesienne spadanie
Za brzdącem brzdąc, za brzdącem brzdąc leci jak grucha.

Bęc, bęc już jeden leci,
Pac, pac, pac już drugi spadł,
Bęc, bęc sypią się dzieci
Pac, pac, pac tłusty różowy grad.

Wieczorem, wieczorem na wyspę przychodzą dorośli
I chodzą i chodzą i gapią i gapią się wkoło
A potem mijają te dzieci co płaczą
A biorą a biorą a biorą ze sobą wesołe... Bęc, bęc już jeden leci,
Pac, pac, pac już drugi spadł,
Bęc, bęc sypią się dzieci
Pac, pac, pac tłusty różowy grad.


Druga zwrotka kojarzy mi się z trudnym tematem adopcji, chociaż pewnie nie taki był zamiar autora tekstu. Smutne życie "sierotek" poruszało mnie od dziecka swoją niesprawiedliwością. Każdy człowiek powinien mieć kochających rodziców i szczęśliwe dzieciństwo... Jako dziecko myślałam, że dzieci w Domach Dziecka nie mają rodziców, dlatego muszą tam być. Dużym szokiem było dla mnie to, że niektóre z nich zostają tam oddane, bo rodzice ich nie chcą. Jak to możliwe, że rodzice nie kochają, nie chcą swego dziecka? To wykraczało poza granice mojego pojmowania świata. Nikomu na świecie tak bardzo nie współczułam, jak tym pokrzywdzonym dzieciom. Poruszały mnie do głębi zdjęcia maluszków z chorobą sierocą, o oczach tak smutnych, aż boli.

Krótko po zaręczynach rozmawiałam z Jarkiem, co będzie jeśli okaże się, że nie możemy mieć dzieci. Ustaliliśmy, że w takim wypadku adoptujemy dziecko albo dwa. Teraz mój mąż wypiera się tej rozmowy, ale ja ją doskonale pamiętam. Moje obawy okazały się nieuzasadnione, więc nie musimy się o to spierać. Nie wiem, czy rzeczywiście zdecydowalibyśmy się na adopcję. Uważam to za czyn heroiczny - zaakceptować cudze dziecko, z niewiadomym zestawem genów i przyjąć je jako swoje, pokochać je i obdarzyć czułością i opieką.

Pomimo tego, że to jest takie trudne, znam wiele osób, które się na to zdecydowały. Wśród nich jest nasza blogowa  Justynka, która adoptowała bliźnięta, chociaż miała już córeczkę. Teraz do tej gromadki dołączy kolejne dziecko, które lada dzień przyjdzie na świat. A wyobrażacie sobie, jakiej odwagi wymaga adopcja trojaczków? Znam taki przypadek w rodzinie mojego przyjaciela. Ci dzielni ludzie adoptowali 10-miesięczne rodzeństwo, co wywróciło ich świat do góry nogami, ale i tak są szczęśliwi (te dzieciaki mają teraz po 3 lata). Chociaż ich nie znam osobiście, jestem pod ich ogromnym wrażeniem i mają miejsce w moim sercu.

Sam temat adopcji jest już bardzo trudny, a jeśli chodzi o przyjęcie pod swój dach dzieci chorych czy upośledzonych, mogę jedynie chylić przed tym czoła. A czy nie o tym mówi druga zwrotka cytowanej przeze mnie piosenki? Jeśli już adopcja, to ślicznego, zdrowego i radośnie uśmiechniętego dziecka. Nad chorym czy trudnym dzieckiem rzadko kto się zatrzyma. I ten jest godzien wielkiego szacunku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...