Strony

poniedziałek, 20 marca 2006

Specjaliści

Moi rodzice przyjechali na kilka dni. Tata jak zwykle nie potrafił usiedzieć bezczynnie, zabrał się więc za naprawienie Danusiowego krzesełka. Postanowiłam wykorzystać "złote rączki" taty i podrzucić mu do naprawy ulubioną zabawkę dzieciaków, czyli takie grające pudło, które od jakiegoś czasu, zamiast produkować melodyjki, tylko jednostajnie buczy. Podejrzewam, że dzieci zalały pudło sokiem i to buczenie spowodowane jest przez zanieczyszczenia, które wespół z tatą-specjalistą jakoś usuniemy.

Grające pudło okazało się być skręcone licznymi malutkimi śrubkami w liczbie co najmniej 20, a że tatusiowi prawa ręka trochę szwankuje, wykręcania śrubek podjęłam się ja. Gdy już wykręciłam wszystkie śrubeczki i zdjęliśmy pokrywę okazało się, że wnętrze rzeczywiście jest czymś zachlapane, ale cała elektronika znajduje się od spodu, przykręcona kolejnymi dwudziestoma śrubkami. Cóż było robić - podwinęłam rękawy i zabrałam się za dalsze wykręcanie.

Wykręcając ostatnią śrubkę z trwogą myślałam o procesie skręcania pudełka. Ale istniała szansa, że zabawki nie uda się naprawić, a wtedy skręcanie nie będzie konieczne. Ta perspektywa zaczynała wyglądać kusząco.

Wnętrze urządzenia, zachlapane czymś lepkim, przetarłam dokładnie spirytusem. Niestety po włączeniu buczenie rozlegało się nadal. Obejrzeliśmy ze wszystkich stron tę "elektronikę" i postanowiliśmy się poddać. W końcu mam dwóch braci elektroników, może przy okazji odwiedzin u nas będą w stanie wskrzesić te szczątki.

Przyniosłam więc duży worek, żeby zapakować nie-grające ustrojstwo i drugi woreczek na liczne śrubeczki, których nie musiałam już wkręcać. Mój tata słusznie zwrócił uwagę, żeby wyjąć baterie. Kto wie, kiedy ktoś zajmie się naprawą pudełka, a w tym czasie baterie mogą wylać i zepsuć zabawkę do szczętu.

Wyjęcie baterii wymagało wykręcenia jeszcze jednej śrubki, ale co to dla mnie. Po otwarciu kieszonki na baterie okazało się, że jedna z baterii jest dziwnie spuchnięta, co wywołało we mnie pewne nieprzyjemne podejrzenia. Wyjęłam tę bateryjkę i - tak na wszelki wypadek - zastąpiłam ją nową. Domyślacie się, co było dalej? Otóż zabawka przestała buczeć a zaczęła wygrywać swoje melodyjki jak za starych, dobrych czasów.

Skręciwszy w pocie czoła zabawkę, otrzymałam w nagrodę szeroki uśmiech mojej córeczki. Natomiast karą za moją głupotę są odciski na dłoniach oraz to, że po dokładnym oczyszczeniu, zabawka gra znacznie głośniej.
Mimo wszystko, tata i ja co jakiś czas spoglądamy na siebie i wybuchamy śmiechem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...