Strony

wtorek, 20 grudnia 2005

I tak najpiękniejsza jest naga...

Naszą przygodę z choinką rozpoczęliśmy w niedzielę. Jako że mój mąż pracuje w handlu, w niedzielę musiał iść do pracy, a mi się już marzyła choinka, bo tak właściwie jeszcze nigdy nie mieliśmy takiej z prawdziwego zdarzenia. Postanowiłam się więc wybrać się z dziećmi na pobliski rynek i sprawdzić, czy damy radę kupić i donieść do domu jakieś drzewko. Dzień wcześniej wpadły mi w oko choinki wysokości może pół metra, osadzone w kręgu drewna, w cenie 10 zł za sztukę. Taki egzemplarz chyba dałabym radę dostarczyć do domu. Niestety te choinki, a właściwie czubki choinek okazały się żółtawe i zachodziło ryzyko, że niosąc ją do domu, po drodze pogubię wszystkie igły. Ale sprytny pan sprzedawca pokazał mi cudną choinkę mojego wzrostu, rosnącą sobie w doniczce, zieloniutką, gęstą, pachnącą... Próbowałam ją podnieść - uff, waży z 15 kg, jak ja ją mam donieść do domu? Taki ciężar to ja mogę nieść o ile się do mnie przytula i trzyma mnie mocno za szyję, a nie kłuje i drapie. No i przecież muszę jeszcze pchać wózek z Danusią. Ale cóż się nie robi, żeby sprzedać choinkę - miły pan sprzedawca umieścił choinkę za oparciem wózka, tak że nieźle się trzymała. Uiściłam 25 złotych zapłaty, starając się omijać myślami kwestię wyjęcia choinki z miejsca zakleszczenia oraz aspekty wytrzymałości wózka, za resztę pieniędzy kupiłam ozdoby w kolorze żółtym i złotym i powędrowaliśmy do domu w nastroju iście świątecznym. Szczegóły pominę, grunt, że wózek się nie rozleciał, choinka się nie połamała i udało mi się nie podrapać Danusi wnosząc obie - ją i choinkę - po schodach na piętro (ufff) pierwsze.

Wczoraj, po zakupie przedłużacza, nareszcie zabraliśmy się do przystrajania choinki. W trakcie wieszania na niej ozdób, mina jakoś mi rzedła... Obwieszona świecidełkami choinka straciła swój niepowtarzalny charakter. Ale za to dzieci miały uciechę. Szkoda, że zdjęcia z ubierania choinki mi "się skasowały". Efekt finalny jest następujący:




PS. W temacie wczorajszego posta: przed chwilą mój szef powiedział z uznaniem: "Aniu, teraz Twoja fryzura przypomina dzika, którego ustrzeliłem wczoraj, tylko on był bardziej... rudawy." Zastanawia mnie, czy mogę to uznać za "pierwszy komplement". Aaaa, i farbowanie na rudo zdecydowanie odpada! Jeszcze mnie kto ustrzeli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...