Jakiś czas temu zapytałam na grupie dyskusyjnej
poświęconej kuchni, jak internauci sobie radzą, gdy ich zaskoczą
niespodziewani goście. Co można przygotować szybko z tego, co zazwyczaj
znajduje się w lodówce? Moje pytanie było zainspirowane tym, że sama
zostałam zaskoczona wizytą rodziny, mając w lodówce pustki. No ale jaja,
boczek i cebulę mam w domu zawsze, więc wykombinowałam tartę z boczkiem
i cebulą. Pycha.
Odpowiedzi internautów wprawiły mnie w osłupienie. Pojawiły się słowa o przeganianiu miotłą, przyjęciu herbatą (ciekawe, czy z cukrem), a w najlepszym wypadku o zamówieniu pizzy. Niespodziewany gość jawił się jako kataklizm porównywalny z tajfunem czy najazdem Tatarów. Czyżby wraz z upowszechnieniem się telefonów, gościnność uzależniła się od wcześniejszej zapowiedzi? Zapowiedziana wizyta to moim zdaniem jest już całkiem inna kategoria, coś przed czym ja siedzę conajmniej pół dnia w kuchni. A przecież bywa, że ktoś jest przejazdem w pobliżu, znajduje chwilę czasu, a że głodny - to i nakarmić trzeba. Kiedyś trafiły mi do serca słowa, że przyjmując kogoś pod swój dach, jesteś odpowiedzialny za szczęście osoby, którą gościsz. Staram się postępować w myśl tej zasady. Najwyraźniej jest to staroświeckie i w ogóle passe.
A co z piękną tradycją dodatkowego krzesła przy wigilijnym stole? Czy stawia się je wyłącznie dla formalności? Jak zostałby przywitany niespodziewany gość? Czy mógłby liczyć na trochę ciepłej strawy i miłe przyjęcie? Czy może usłyszałby, że tu się obcych nie przyjmuje?
Czy gość niezapowiedziany to gość nieproszony?
Odpowiedzi internautów wprawiły mnie w osłupienie. Pojawiły się słowa o przeganianiu miotłą, przyjęciu herbatą (ciekawe, czy z cukrem), a w najlepszym wypadku o zamówieniu pizzy. Niespodziewany gość jawił się jako kataklizm porównywalny z tajfunem czy najazdem Tatarów. Czyżby wraz z upowszechnieniem się telefonów, gościnność uzależniła się od wcześniejszej zapowiedzi? Zapowiedziana wizyta to moim zdaniem jest już całkiem inna kategoria, coś przed czym ja siedzę conajmniej pół dnia w kuchni. A przecież bywa, że ktoś jest przejazdem w pobliżu, znajduje chwilę czasu, a że głodny - to i nakarmić trzeba. Kiedyś trafiły mi do serca słowa, że przyjmując kogoś pod swój dach, jesteś odpowiedzialny za szczęście osoby, którą gościsz. Staram się postępować w myśl tej zasady. Najwyraźniej jest to staroświeckie i w ogóle passe.
A co z piękną tradycją dodatkowego krzesła przy wigilijnym stole? Czy stawia się je wyłącznie dla formalności? Jak zostałby przywitany niespodziewany gość? Czy mógłby liczyć na trochę ciepłej strawy i miłe przyjęcie? Czy może usłyszałby, że tu się obcych nie przyjmuje?
Czy gość niezapowiedziany to gość nieproszony?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz