Strony

niedziela, 14 kwietnia 2013

Szczęście i pomyślność rodziny

Pewnego dnia, a było to jeszcze przed Wielkanocą, koleżanka dopadła mnie, ledwo weszłam do pracy, wciskając mi w rękę kawałek ciemnego ciasta. "Tylko pomyśl życzenie, zanim zjesz!" - powiedziała. "To chlebek z Watykanu, spełnia życzenia, milion w totka czy cokolwiek tylko zechcesz". Niewiele z tego rozumiejąc, wzięłam ten chlebek i zjadłam, chociaż żadne życzenie nie przyszło mi do głowy (milion w totka, też coś!).

Po chwili wszystko się wyjaśniło. Chlebek nie przyjechał wcale z Watykanu - koleżanka upiekła go na specjalnym, wędrującym zakwasie, który podobno ktoś w zamierzchłych czasach z Watykanu przywiózł, co zapewne jest jedynie chwytem marketingowym, chociaż kto wie... Zgodnie z zasadami, chleb ten można upiec tylko raz i przynosi szczęście i pomyślność całej rodzinie. Wzięłam od koleżanki zakwas i instrukcję obsługi i przystąpiłam do dzieła.

Wygląda to tak: w poniedziałek dostajesz zakwas, w kolejne dni tygodnia dodajesz do niego kolejny sekretny składnik ("dokarmiasz" go), mieszasz albo nie mieszasz, wszystko ściśle zgodnie z otrzymaną recepturą. W sobotę zakwas jest gotowy, wówczas dzielisz go na 4 części, 3 z nich rozdajesz "dobrym ludziom", a na czwartym pieczesz ów chlebek. Roboty przy tym nie ma wiele.

Otrzymany zakwas znajdował się w słoiku z wzdętym denkiem. Danusia chciała go przełożyć do miski, ale wolałam sama się tym zająć, żeby nie wystrzelił z tego słoika. Ale pomimo mojej ostrożności zawartość wybuchła, ochlapując świeżo wypraną firankę. Na szczęście obyło się bez dalszych strat, a ilość ocalona w słoiku wystarczyła, by przygotować ciasto.

Dzieciom idea rytuału tygodniowego pieczenia niezwykle przypadła do gustu. Co dzień przypominały o kolejnym etapie przygotowania zakwasu. Z ciekawością zaglądały pod serwetkę, co się tam dzieje. W Wielką Sobotę przyszedł czas pieczenia. Ciasto pięknie pachniało podczas pieczenia i wyrosło ze ślicznym pęknięciem przez środek. Ciasto zabraliśmy ze sobą do rodziny na Święta i wszystkim smakowało.

A co do przesądów... Uważam, że szczęścia i pomyślności naszej rodzinie nie brakuje i nie wiem, co jeszcze dzięki chlebkowi mielibyśmy zyskać. Natomiast tak się dziwnie złożyło, że w dniu pieczenia chlebka skradziono mi portfel, a dzień później straciłam również telefon, czego bynajmniej nie przypisuję magicznym właściwościom watykańskiego zakwasu, a własnej niedbałości.

Wbrew zakazowi w "instrukcji obsługi", ulegając prośbom dzieci, gdy trafiła się okazja, wzięłam od drugiej koleżanki zakwas i wczoraj wieczorem znowu upiekłam ten magiczny chlebek. Dziś rano, gdy śpioch - Danusia obudziła się i zobaczyła, że już połowa ciasta zniknęła, wybuchła łzami i odkroiła sobie kilka kawałków "na później", żeby mieć pewność, że zdąży w ogóle posmakować. Tak więc mogę szczerze polecić ów ciasto-chlebek, bo bardzo jest smaczny, integruje rodzinę i przyjaciół.


Zdjęcie powyżej jest zapożyczone od "bistro mamy", bo po chlebku nie zostały już nawet okruchy... Nasz wyglądał bardzo podobnie.

Ma ktoś ochotę? Mam 3 zakwasy do rozdania :)

2 komentarze:

  1. Piszę się na jeden. Razem z Andrzejem chętnie chlebek upieczemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkąd przeczytałam Twój wpis Grzesiu, zastanawiam się, jak przekazać Ci ten zakwas ;)
      Coś wymyślę.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...