Strony

piątek, 5 października 2012

Fit up


Parę dni temu zadzwoniła do mnie sąsiadka, przypominając mi, że jeszcze w czasie wakacji wyraziłam chęć chodzenia z nią na basen, a właśnie rozpoczęły się zajęcia, o których rozmawiałyśmy. Ups… skoro wyraziłam chęć, to wypada chociaż spróbować, no nie? Zwłaszcza, że basen parę minut drogi od nas (jeszcze tam nie byłam), a sąsiadka miła.
 
Doładowanie już przepełnionego grafiku to dla mnie spore wyzwanie. Wczoraj ledwo zdążyłam się ze wszystkim uporać na czas. O 19 dopiero wchodziłam pod prysznic, a było to konieczne, bo ostatnio wciąż chodzę w spodniach, więc nogi wymagały pewnej uwagi, zanim je odsłonię. W związku z tym, nie zdążyłam nawet dzieciom przygotować kolacji. Wyjątkowo zrobiły sobie same, przy okazji ucząc się samodzielności (nie ma to jak znaleźć plusy swego zaniedbania). Szybko ubrałam się, wrzuciłam co trzeba do plecaka i galopem (czy „galopem” nie jest słowem najczęściej przeze mnie używanym w ostatnim czasie?) pomknęłam wraz z sąsiadką na basen, ignorując deszcz, wichurę, ciemność i coraz bardziej panoszącą się dookoła jesień.

Na zajęcia przyszło bardzo dużo pań, ponad 30. Niestety przy basenie nie ma przebieralni, jest tylko wspólna szatnia, co jest dość okropne. Ale to był jedyny negatyw (nie twierdzę, że mały).

Średnia wieku uczestniczek była raczej wysoka. Dość stwierdzić, że ja ją zaniżałam, a to już coś znaczy. Nastawiłam się więc na relaks i odprężenie. Początek mnie nie zaskoczył, powolna rozgrzewka to właśnie to, czego się spodziewałam. Za to po chwili zaczął się niezły wycisk. Prawdą jest, że niewiele w ostatnim czasie ćwiczyłam. Praktykowałam jedynie moje ulubione formy ruchu, czyli spacer i rower, więc moja kondycja pozostawia wiele do życzenia. Musiałam się sprężyć, żeby dotrzymać tempa instruktorce. Najpierw 20 minut machania ciężarkami w podskokach, potem kolejne 20 minut intensywnego machania nogami (z makaronikiem, o ile wiecie o czym mowa ;)), dość że ledwo z tego basenu wypełzłam, czując całkiem przyjemne zmęczenie wszystkich mięśni. Ba, miałam wrażenie, że przynajmniej kilogram zostawiłam w basenie... ale tylko do momentu wyjścia z wody, gdy prawo Archimedesa przestało działać. Potem dzielnie stawiłam czoła traumatycznej szatni. Liczę na to, że się uodpornię, albo znajdę sposób na nie oglądanie i nie pokazywanie ;)

Po powrocie do domu okazało się, że dzieci grzecznie zrobiły i zjadły kolację, a nawet mąż sam sobie coś przygotował. Może więc moje wieczorne wyjścia będą miały efekty nie tylko kondycyjne.

Dziś mięśnie bolą mnie tylko trochę. Bardziej odczuwam ból łydki, stłuczonej wczoraj na rowerze. No i palce rąk bolą od wściekłego ściskania ciężarków (nie mogłam tego opanować podczas ćwiczeń).

A jeśli ktoś nie wie (ja nie wiedziałam, chociaż znam ten sprzęt), makaron do ćwiczeń w basenie wygląda tak:


2 komentarze:

  1. Nie lubię tego basenu o którym mówisz :P
    Właśnie przez brak przebieralni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nie rozumiem, czemu podczas remontu nie pomyśleli o przebieralniach, na przykład kosztem korytarza. Sam basen po remoncie jest całkiem porządny, czysty i ciepły.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...