Strony

środa, 21 czerwca 2006

Cały świat dwóch lat

Nie mogłam wczoraj zasnąć. Wciąż myślałam o tym, co się działo dwa lata temu. Z jednej strony trudno uwierzyć, że już dwa lata minęły od tamtych dni, a z drugiej - nie potrafię sobie przypomnieć, co było wcześniej, jak żyliśmy zanim ta mała istotka do nas dołączyła. Luka w pamięci i już.

Była niedziela. Już parę dni minęło od planowanego terminu porodu, więc kontrolnie udałam się do szpitala na KTG. Leżałam dość długo przypięta do aparatury, gdyż położnej wciąż było mało aktywności dzidziusia. W końcu zabrała wydruk do lekarza dyżurnego, który stwierdził, że powodów do niepokoju nie ma, chociaż maleństwo zachowuje się dość leniwie, ale z uwagi na to, że to już sporo po terminie, lepiej będzie, gdy zostanę na oddziale. Pojechaliśmy więc do domu, zjedliśmy wspólnie obiad, zabrałam wielką torbę i zameldowałam się na oddziale. Następnego dnia mieli mi podłączyć oksytocynę.

Leżąc na patologii ciąży zawsze czuję się trochę jak na koloniach. Gromada młodych dziewczyn, którym w większości nic specjalnego nie dolega, więc plotkują, chichrają się i generalnie jest miło. Moją sąsiadką była świetna dziewczyna, którą bardzo dobrze zapamiętałam. Opowiadała mi o swoich dwóch synkach, zapalonych wędkarzach, o "szynce rybowej" - jedynej którą uznawali, o swoim życiu, o małym Stasiu w jej brzuszku. Gadałyśmy prawie do północy. Ja miałam lekkie skurcze, które jednakże zaczęły się nasilać. Gdy już dziewczyny usnęły, te skurcze nie dały mi spać, poszłam więc do dyżurnej położnej. Podłączyła mnie do KTG. Wygląda na to, że już się zaczęło, bez kroplówki na szczęście. Stasia rodziłam pod kroplówką i bardzo chciałam zobaczyć, jak się rodzi bez wspomagania oksytocyną.

Każdej kobiecie życzę, by trafiła pod opiekę takich położnych, jak ja. Ta pani na dyżurze zajęła się mną, robiła wszystko, żeby mi ulżyć, zagadywała mnie, zmuszała wręcz do opowiadania o rodzinie, o pracy - wszystko byle moje myśli odciągnąć od bolesnych skurczy. Po jakichś dwóch godzinkach przewiozła mnie na porodówkę, gdzie dostałam się pod opiekę drugiej cudownej położnej. Było tak spokojnie, wszyscy spali, porodówka pusta i prawie zupełnie ciemna. Nie będę udawać, że nie bolało, bo nikt w to nie uwierzy, ale wiedziałam, że to już niedługo się skończy. Lekarz został wezwany dopiero w końcowej fazie porodu. To wszystko przebiegło tak spokojnie, w ciszy, bez akompaniamentu krzyczących obok kobiet. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że urodziłam dziewczynkę. Położono mi ją na brzuchu i to jest ten moment, który na zawsze zapada w pamięć.

A teraz to już taka duża panna...

Dziś od rana sama sobie podśpiewuje "Golaś, golaś, niechzije ziiiije nam!"
Staś namalował dla niej laurkę, na której jest zamek, królewna i kwiatek. On też zaśpiewał siostrze "Sto lat!"
W żłobku Danusia zostanie przebrana za królową, usiądzie na honorowym miejscu i wraz z dziećmi zjedzą tort, który robiłam wczoraj do późnej nocy.
A później pójdziemy na lody i będziemy czekać na urywające się telefony z życzeniami i może na jakichś niezapowiedzianych gości.

Cudownego życia, Kochana Córeczko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...