Strony

wtorek, 28 kwietnia 2015

Elegancka Masa Krytyczna

...czyli ciąg dalszy soboty pełnej przygód :)

Może najpierw parę słów tytułem wprowadzenia, czym jest Rowerowa Masa Krytyczna. Wikipedia mówi tak:

Masa Krytyczna – nieformalny ruch społeczny, polegający na organizowaniu spotkań maksymalnie licznej grupy rowerzystów i ich wspólnym przejeździe przez miasto. Spotkania te odbywają się pod hasłem "My nie blokujemy ruchu, my jesteśmy ruchem" i mają na celu zwrócenie uwagi władz i ogółu społeczeństwa na zwykle ignorowanych rowerzystów.

Myślę, że poprawa infrastruktury rowerowej jest przynajmniej w części zasługą Masy Krytycznej i koordynujących ją stowarzyszeń. W Toruniu bardzo prężnie działa Stowarzyszenie Rowerowy Toruń, bardzo sympatyczna organizacja. Kiedyś jadąc rowerem przez miasto zostałam zatrzymana przez wolontariuszy i otrzymałam wafelek w nagrodę za poruszanie się tym ekologicznym środkiem transportu. To było bardzo miłe :)

W poprzednim wpisie przedstawiłam Wam nasze sobotnie przedpołudnie biegowe w Inowrocławiu. Gdy dobiegaliśmy do mety, ja już myślałam o tym, czy zdążymy na najbliższy pociąg, aby wyrobić się z dotarciem na Rynek Nowomiejski o 15. Udało się! W domu byliśmy po 13.30. Wspólnie przygotowaliśmy szybkie naleśniki na obiad. Staś stwierdził, że po wyprawie do Inowrocławia i po Niebieskim Biegu jest zbyt zmęczony, by przejechać ponad 20 km rowerem. Ja też trochę wymiękałam i byłam skłonna dać sobie spokój. Ale Emilka nie chciała słyszeć o tym, by Elegancka Masa miała nas ominąć! Emilka kocha zarówno rower, jak i elegancję, więc nie ma mowy, by odpuścić taką okazję. Cóż było robić. Nie było czasu na szykowanie specjalnej stylizacji, więc na szybko wyciągnęłam z szafy sukienkę, która według mnie najmniej z mojej garderoby nadaje się na rower. Miałam pewien problem z butami, gdyż szpilki wydały mi się zbyt hardkorowe, a innych pantofli w zasadzie nie posiadam. Udało się jednak znaleźć w zakamarkach szafy dziwaczne buty, których nie wiem czemu do tej pory się nie pozbyłam, a które znakomicie dopełniały rowerową stylizację. Apaszka na szyję... i na nic więcej nie było czasu. Emilka zaś postawiła na śmiały dobór kolorów połączony z eleganckim krojem. Fajnie byłoby do tego dobrać jakieś ciekawe fryzury lub nakrycia głowy i biżuterię. Następnym razem przygotujemy się lepiej - mamy już nawet plan, by wystąpić elegancko całą rodziną!

Takie buty!

W tym momencie nastąpił najtrudniejszy moment całego przedsięwzięcia, czyli dotarcie w nietypowym stroju na start Masy. Potem to już pikuś, żaden problem jechać w towarzystwie setek ekstrawagancko ubranych rowerzystów. Co innego pokonać ulice miasta samemu. Starałam się trzymać wysoko głowę i uśmiechać się w odpowiedzi na zdziwione i zdegustowane miny. Ostatecznie nie było tak źle.

Gdy dojechałyśmy wraz z Emilką na start, rozejrzałam się po zgromadzonych rowerzystach i poczułam się nieco rozczarowana. Sądziłam, że każdy uczestnik Masy podejmie choć minimalny wysiłek, by dopasować się do tematyki, ale wygląda na to, że połowa zupełnie to zignorowała, a szkoda. Za to liczba uczestników była rekordowa - 650 osób!

fot. Stowarzyszenie Rowerowy Toruń

Przed startem przyznano nagrody dla najbardziej eleganckich rowerzystek i rowerzystów. Muszę przyznać, że niektórzy naprawdę zadali szyku! Miło było popatrzeć. Jak się okazało, szpilki również nie stanowią problemu i sporo pań dzielnie w nich pedałowało. Rzecz do rozważenia przy następnej okazji.

fot. Stowarzyszenie Rowerowy Toruń

Cóż więcej mówić. Pogoda - przecudna, ciepło i słonecznie (opaliłam sobie plecy!). Atmosfera niezwykle przyjemna, tempo jazdy relaksowe, trasa ciekawa i wygodna, do tego energetyczna muzyka... Kierowcy cierpliwie czekali, aż barwny korowód rowerzystów przejedzie im przed nosem (ale co sobie mruczeli pod nosem, można sobie jedynie wyobrażać). Emilka była zachwycona i nie zdarzyło jej się podczas jazdy marudzić. Wygląda na to, że ten sport znacznie bardziej jej odpowiada, niż bieganie (została nawet wybrana do rowerowych zawodów szkolnych).

Rajd zakończyliśmy na Starym Rynku tradycyjnym podniesieniem rowerów nad głowę.

fot. Stowarzyszenie Rowerowy Toruń

Ja nawet nie próbowałam podnieść swojego, bo to mogłoby się źle skończyć, ciężki skubaniec jest. No i wróciłyśmy elegancko z Emilką do domu, śledzone spojrzeniami przechodniów, a może coś sobie wmawiam ;) Cała trasa wyniosła 23 km.

A po wszystkim czekał nas jeszcze maraton w domu, czyli nadrobienie sobotniego sprzątania i przygotowanie imieninowej kolacji dla Taty-Jarka. Muszę przyznać, że pod naszą nieobecność Staś solidnie przyłożył się do wyznaczonych mu zadań (odkurzanie, zamiatanie, wyrzucenie śmieci itp.).

Wieczorem wróciła również Danusia, zadowolona z wyjazdu i zdobytego w Warszawie medalu. Cała rodzina zebrała się przy kolacji, dzieląc się wrażeniami i przerywając sobie nawzajem. Każdy z nas dziś zdobył jakiś medal.



Idealny dzień... :)

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...