Strony

czwartek, 26 lutego 2015

Wiosenne roztargnienie

Jakże cudowna wiosna tej zimy! Dziś zdecydowałam się założyć pantofle zamiast kozaków, chociaż na termometrze były tylko 3 stopnie. Nic a nic nie zmarzłam, a tak przyjemnie i lekko mi się szło, że dotarcie do pracy zajęło mi 15 minut, zamiast jak zwykle 20. Niby nic, tylko zmiana butów, a od razu czuję się radośniejsza.



Moje wiosenne postanowienia, małe i duże to: pić wodę zamiast herbaty, jeść dużo jabłek, odebrać nowe prawo jazdy (bo stare skradziono mi wraz z portfelem już prawie 2 lata temu) i oczywiście znów zasiąść za kierownicą... po kilkunastu latach przerwy. Jakoś dotychczas nie czułam potrzeby, a teraz owszem, czuję się trochę upośledzona z powodu braku umiejętności prowadzenia pojazdu. Poza tym to nie jest wielki problem, prawo jazdy mam, wystarczy tylko sobie przypomnieć kto kiedy ma pierwszeństwo - i będzie git ;)

Co jeszcze: planuję wybrać się do brafitterki po raz pierwszy w życiu. A ponadto w tyle głowy wciąż kołacze się moje marzenie, by nauczyć się mówić po włosku. Gdyby doba nie była tak krótka...

Wiosenny klimat sprzyja, by chodzić z głową w chmurach. A wtedy zdarza mi się w roztargnieniu zachowywać kompletnie irracjonalnie. Gdy sobie czasem przypomnę, co mi się udało nawywijać, wprost zwijam się ze śmiechu. Sami popatrzcie:

1. Zrobiłam śniadanie, posprzątałam. Parę godzin później usiłuję znaleźć masło. W lodówce go nie ma, ani w żadnej z szafek. Przetrząsnęłam pojemniki na śmieci i okoliczne szuflady - brak. W końcu zmuszona byłam obyć się bez masła, które następnego dnia znalazło się... na zewnętrznym parapecie okiennym. Ciekawe, czy okruszki, które miałam zamiar tam wysypać, wrzuciłam zamiast tego do lodówki? Śladów brak.

2. Wsiadam do autobusu, staję przed kasownikiem i z kieszeni wyjmuję... klucze do domu. Stoję tak z kluczem i zastanawiam się, jak go umieścić w otworze na bilet, koncentrując na sobie spojrzenia połowy współpasażerów.

3. Ja coś mam z tym kluczem i autobusami. Pewnego dnia stoję na przystanku mocno zamyślona. Autobus podjeżdża, a ja wyciągam z kieszeni klucze, by dostać się do środka. Na szczęście nikt nie zauważył i nie wezwał pogotowia.

4. Planując wyrzucić śmieci w drodze do pracy, dopiero przed drzwiami do firmy orientuję się, że nadal mam w ręce niezbyt estetycznie wyglądający (i woniejący) worek.

5. Innym razem muszę wrócić do domu w połowie drogi, bo jak się okazuje, mam na nogach kapcie.

6. Gotując niedzielny obiad, w ostatniej chwili (!) orientuję się, że miałam do zlewu odlać makaron, a nie rosół.

W poziomie roztrzepania dorównuje mi Emilka, a kto wie - może nawet z wiekiem mnie przerośnie. Raz zdarzyło się jej wyjść ze szkoły (w grudniu) w tenisówkach i bez skarpetek. Na szczęście nie było mrozu. Innym razem (w październiku) zapomniała przebrać się po wuefie i wróciła do domu w krótkich spodenkach. Pogubionych klapek, piórników i worków nie zliczę. Jak widać roztargnienie Emci nie ogranicza się do konkretnej pory roku ;)

Tata Emilki również ma na koncie co najmniej jedną drobną wpadkę. Pewnego dnia czekał na starówce, by odebrać ją z zajęć plastycznych, tymczasem w drugim końcu miasta Emilka czekała, aż ją odbierze z zajęć cyrkowych. Trochę się oboje naczekali, zanim sprawa się wyjaśniła.

Ale co tam, odrobina roztargnienia nie zaszkodzi. Szkód większych nie było, za to jest z czego się pośmiać.

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...