Strony

poniedziałek, 23 lutego 2015

Najsmutniejsze psie oczy na świecie

Wiosna już w powietrzu, uznałam więc, że miło byłoby powtórzyć wycieczkę do schroniska i wyprowadzenie piesków na spacer. Później trochę żałowałam tej decyzji, bo sobotni grafik był mocno napięty, ale skoro obiecałam dziewczynkom, słowo się rzekło. Staś tym razem był nieobecny, bo spędzał ferie u Dziadka.

Okazało się, że piękna pogoda natchnęła sporo osób podobnym pomysłem, więc o 13 w schronisku zebrała się spora kolejka. Pracownica schroniska wyraźnie zmęczona, dwoiła się i troiła wydając zwierzaki. W końcu przyszła pora i na nas. Planowałyśmy poprosić o te same zwierzaki, które wyprowadzaliśmy poprzednio, ale widząc dość krytyczną sytuację, postanowiłyśmy nie komplikować i wziąć dowolne dwa psy. Trafiło na czarnego szczeniaka i brązową, trochę starszą sunię.

Już na wejściu zaskoczyło mnie, że pieski trzeba było siłą wyciągać z klatek. Poprzednim razem zwierzaki gnały w podskokach na dwór, a ta dwójka wyraźnie przerażona opierała się i próbowała wycofać do kojców. Pomyślałam, że winien jest hałas wywoływany przez szczekające zwierzęta i że na dworze pewnie chwycą wiatr w żagle.

Na dwór musiałyśmy wynieść psiaki na rękach. Stojąc na skraju parku próbowałyśmy zachęcić je do zabawy. Głaskaniem i przysmakami nic nie osiągnęłyśmy. Przysmaki zostały zjedzone, ale strach w oczach pozostał. Psy ciągnięte na smyczach zapierały się łapkami, nie chciały ruszyć się ani na krok. W końcu sunia trochę się rozruszała i z umiarkowanym entuzjazmem kroczyła obok nas, ale czarnego szczeniaka trzeba było nieść. Ten młodziutki piesek przez cały czas trząsł się z zimna lub ze strachu. Takiej sytuacji zupełnie się nie spodziewałam. Myślałam, że zamknięte w klatkach zwierzaki tylko marzą o tym, by wydostać się na świeże powietrze. Te dwa najwyraźniej były od niedawna w schronisku i nadal przeżywały swoje traumy.


Tak więc wlokłyśmy się przez park, co chwila bezskutecznie próbując skłonić czarnulka do chodzenia i ciągnąc sunię na smyczy. Po godzinie byłyśmy już zupełnie wykończone tym pochodem. Usiadłyśmy na ławce i dałyśmy psiakom jeść. Gdy sięgnęłam po patyk by wygarnąć karmę z puszki, sunia ukryła się pomiędzy ławką a koszem na śmieci. Najwyraźniej bała się, że chcę ją tym kijem uderzyć. Serce mi się krajało, a Danusi łzy płynęły z oczu.



Wkrótce potem odnieśliśmy pieski do schroniska i po chwili zamieszania wróciły do swoich klatek.

Nie tak planowałam to popołudnie. Byłyśmy zaopatrzone w buty i kurtki do biegania, żeby swobodnie wyszaleć się razem z pieskami. Biegania nie było, tylko smutek i współczucie dla naszych czworonogich towarzyszy.

Martwiłam się, że odtąd moje dziewczynki nie będą chciały uczestniczyć w wyprawach do schroniska, bo to zbyt przygnębiające. Jak się jednak okazało, dzieci potrafią zrozumieć więcej, niż myślałam. Rozumieją, że zwierzęta bywają krzywdzone przez bezmyślnych lub okrutnych ludzi, a schronisko to nie jest idealne miejsce na to, by leczyć starganą psią psychikę. Zwierzaki potrzebują naszej pomocy i trzeba im okazać serce nie tylko wtedy, gdy odwdzięczają się nam lizaniem po nosach i merdaniem ogonem.



Daliśmy tym psiakom tyle ciepła, ile się dało. Może choć trochę pomoże im to na drodze do odzyskania zaufania do ludzi i pełni psiej radości.

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...