Strony

niedziela, 12 lutego 2012

Slow food nie ma szans

Przygotowanie niedzielnego obiadu zaczyna się zazwyczaj o 8 rano wstawieniem rosołu, dzięki czemu niedzielne przedpołudnie zawsze jest przesycone jego zapachem. Później przygotowuję pozostałe elementy: ulubioną surówkę pekińską Danusi, ulubiony sos pieczarkowy Stasia (pieczarki odcedzam, bo Staś lubi sos, a pieczarki już nie), ziemniaki pure, zwane przez dzieciarnię "mielaczkiem", oraz kurze udka, czyli "mięsko z kością". Jeszcze tylko makaron do rosołu i gotowe.
Miło popatrzeć, jak rodzinka wsuwa obiad, aż uszy się trzęsą. To żadne frykasy, ale wszystko przyrządzone z sercem i tak jak lubią.

Gdy dzieci wzdychają, że "takie dobre", tata żartuje:

- Dzieci, nie chwalcie tak mamy, bo nam od tych pochwał odleci.
- No a jak odlecę, to nie będzie miał kto wam gotować. Będziecie musieli stołować się w KFC! - dodaję.
- Eee, my wolimy domowe obiadki, prawda dzieciaki? Kto by wolał jeść w KFC zamiast tego co mama gotuje? - pyta ryzykownie tata.

Chwila konsternacji, po czym Emilka odważnie podnosi rączkę. Po chwili dwie kolejne ręce wędrują nieśmiało w górę.

No cóż, jestem realistką, więc nie miałam złudzeń, co do moich szans w tej rywalizacji. Mam tylko nadzieję, że z wiekiem miłość do fast foodów im minie!

10 komentarzy:

  1. ale mi zapachniało... rosołkiem, nie kfc :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zakończenie znakomite :))))))
    gdbyś do każdego dania dodawała chińskie badziewie jakieś do jednorazowego użytku, twoje obiadki kochaliby tak samo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemyślę to :D
      Mówisz, zamiast rosołku, zupka chińska? Hmmmm ;)

      Usuń
  3. Na dłuższą metę nawet KFC szybko by im się znudziło i zatęskniliby za maminym obiadkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie :) Może byśmy wcześniej zbankrutowali ;)

      Usuń
  4. he he fajnie :) A ja z mężem czasem mam tak wielką ochotę na coś bardzo niezdrowego do jedzenia, że jedziemy sobie do jakiegoś fast fooda i wcinamy aż się nam uszy trzęsą. Ale na co dzień uwielbiamy domowe obiady i to uwielbienie jest zdecydowanie większe. Ale pamiętam szkolne wycieczki i to podekscytowanie gdy zajeżdżalismy do McDonalda ;)
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam słabość do kebabów :) Na szczęście nie ma nic smacznego w okolicy, w związku z czym jem ze 2 razy w roku.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. madisa26@wp.pl17 lutego, 2012 20:43

    No niby zaden rarytas, ale u mnie w bloku z kazdego mieszkania w niedziele roznosi sie won rosolu... Mniam... Uwielbiam... A dzieciaczki, jak dorosna to i docenia "mamina" kuchnie. I beda do niej wracac tak, jak my wracamy do dan naszych mam, babc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, smaki dzieciństwa pozostają na zawsze. Ile ja bym teraz dała za sernik mojej Mamy... Pozdrawiam :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...