Strony

wtorek, 19 sierpnia 2014

Pocztówka z Chodzieży

Jakiś czas temu pisałam o biegowej pasji mojego męża, który zgromadził już kilka kilogramów medali z różnych zawodów biegowych. W tym roku postawił sobie kolejne wyzwanie - 1/4 Ironmana w Brodnicy, ze mną w roli kibica. Na kolejny triathlon postanowiliśmy zabrać również dzieci, czego rezultatem była dwudniowa wycieczka do Chodzieży, miejsca kolejnych zawodów.

Przyjechaliśmy dzień przed zawodami, bo od nas to spory kawał drogi, prawie 3 godziny jazdy. Nocleg zaplanowaliśmy w pobliskim Czarnkowie, bo z racji triathlonu, w Chodzieży nie było nawet czego szukać. Wyszukany przez mojego męża hotel Lidia w Czarnkowie mieści się w typowo PRL-owskim budynku, zapewne kiedyś był to hotel robotniczy.


Jak widać, z zewnątrz raczej nie wróży nic dobrego. Jednak przemiła właścicielka potrafiła stworzyć coś na kształt klimatu, obstawiając korytarze hotelu istną dżunglą kwiatów doniczkowych, rozkładając chodniczki, a pokoje dekorując kolorowymi tapetami. Hotelik nie aspiruje do nie wiadomo jakiego standardu, to tylko tania noclegownia, ale ten "akademikowy" klimat bardzo nam odpowiadał. Dla dzieci już samo słowo "hotel" jest magiczne, uwielbiają rytuał wybierania sobie łóżek, układania swoich drobiazgów na półkach (na jedną noc!)... A mi to miejsce podobało się znacznie bardziej, niż pozbawione wyrazu sieciówki, oszczędzające każdy centymetr kwadratowy.



Miasteczko Chodzież urzekło mnie od pierwszego wejrzenia. Spokojne, ciche miejsce, z plątaniną uliczek, po których można błądzić. Szczególnie spodobały mi się rozmieszczone na skwerkach ceramiczne rzeźby, wykonane w ramach "Seniorów w akcji" oraz rząd drzewek umieszczonych pomysłowo w doniczkach. Przemknęło mi nawet przez myśl, że mogłabym w tym klimatycznym miasteczku zamieszkać na stałe.





Parę kroków od centrum miasta znajduje się jezioro z piękną, nowoczesną infrastrukturą sportowo-wypoczynkową, zarówno dla rowerzystów, rolkarzy, spacerowiczów i biegaczy, jak i rodziców z dziećmi. Z okazji zawodów tłoczyło się tam mnóstwo wysportowanych młodych ludzi w kolorowych strojach. Mój mąż dołączył do nich, a ja z dziećmi miałam czas na spacer po mieście i lody. Po długim spacerze dzieci zaciągnęły mnie na wypasiony plac zabaw, co mi oczywiście bardzo odpowiadało, bo coś do czytania mam zawsze przy sobie. Mile mnie zaskoczyło, że osoby wchodzące na teren placu zabaw mówiły "dzień dobry". Taka niby drobnostka, a robi się przyjemnie.




W dzień zawodów, wczesnym rankiem stawiliśmy się na starcie. Było zimno, wciągnęliśmy na siebie kilka warstw ubrań. Wystarczyło jednak, by zza chmur wyszło słońce i momentalnie robiło się gorąco.
Odprowadziliśmy naszego, z lekka przerażonego zawodnika na start, a potem zmienialiśmy tylko strategicznie miejsca, z których zagrzewaliśmy go do boju podczas kolejnych dyscyplin. Raz lektura wciągnęła mnie tak bardzo, że przebiegający obok mnie mąż musiał się dopomnieć o doping, co wywołało rozbawienie zawodników i kibiców. Później już się pilnowałam, żeby nie nawalić, co nie jest taką prostą sprawą przy wciągającej lekturze ;)



Mąż dobiegł do mety, zadowolony z wyniku. Danusia z całą mocą postanowiła, że ona kiedyś też będzie triathlonistką. Może jakaś rodzinna sztafeta, kiedyś tam?

4 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...