Tego ranka obudziły mnie jakieś szepty. Nie otwierałam oczu, domyślając
się tego, co się zaraz wydarzy. Po chwili usłyszałam, jak Staś i Danusia
śpiewają "Sto lat". Do chóru dołączyła zachrypniętym głosikiem ledwo
rozbudzona Emilka, która tej nocy przywędrowała do naszego łóżka.
Otwieram oczy, widzę szeroko uśmiechnięte dzieci z tacą z własnoręcznie
przygotowanym śniadaniem w postaci chleba z dżemem, do tego jabłko i
ciastko na deser, wszystko pięknie ułożone i udekorowane. Na tacy
kwiatek (a konkretnie kaktus) moje ulubione ciastka - jeżyki oraz
prezent - piękne kolczyki. Emilka do tego dołożyła laurkę, mój portret z
balonikami i kwiatkami.
Rzut oka na zegarek... 7 rano, pora
dość mordercza jak na niedzielę, szczególnie że poprzedniego wieczora
świętowałam z przyjaciółmi. Ale domyślam się, że dzieci nie mogły się
już doczekać wyrazu mojej twarzy. Myślę, że się nie rozczarowały moim
szczerym zachwytem i dumą. Urzekło mnie to, że tak się przygotowały,
obmyśliły szczegóły i że sprawiło im to wielką frajdę. Nauczyły się,
jaką radość może sprawiać dawanie. Spodobało im się to do tego stopnia,
że już mają obmyślony prezent na moje kolejne urodziny. Ja wolę o nich
nie myśleć, bo to będą przełomowe, okrągłe...
Doceniam również, że po tej małej ceremonii, dzieci pozwoliły mi dospać jeszcze troszkę :)
Dzieciaki kochane, dzięki Wam to były najcudowniejsze urodziny w moim życiu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz