Strony

czwartek, 26 października 2006

Dlaczego moje dzieci mają w buzi plastelinki?

Miałam Wam o tym opowiedzieć już dawno, bo rzecz miała miejsce zdaje się we wrześniu. Ale lepiej późno, niż wcale, tym bardziej, ze pochwalić się Stasiem chciałam.

Stan uzębienia Stasia zaczął budzić moje obawy jeszcze przed wakacjami, ale jakoś nie mogłam się zmusić, żeby go zabrać do dentysty. Szczerze mówiąc, przerażało mnie to. Nie wyobrażałam sobie, jak Staś przejdzie to całe wiercenie, plombowanie i tak dalej. Ale gdy pewnego dnia synek mi powiedział, że boli go policzek, przestraszyłam się i natychmiast umówiłam z dentystą na następny dzień. Poprosiłam Jarka siostrę o zajęcie się Danusią w tym czasie i z rezygnacją czekałam na tę nieprzyjemną wizytę.

Staś wiedział conieco o dentyście z przedszkola, ale jakoś nie przejmował się wcale tą perspektywą. Próbowałam go jakoś przygotować na to, co go czeka, a jednocześnie nie przestraszyć, ale Staś nadal nie miał obiekcji przeciwko tej wyprawie, zafascynowany tym, ze pojedziemy tam autobusem!

Gdy szwagierka dotarła do nas, było już dość późno i biegiem ruszyliśmy na przystanek (raczej kurcgalopkiem, w moim stanie). Od przystanku do gabinetu był spory kawałek. No i pierwsza niespodzianka - gdy doszliśmy już trochę zmachani na miejsce okazało się, że gabinet jest zamknięty. W soboty nieczynne. No to jak ja się umówiłam na wizytę? Szybki telefon do szwagierki... no i... to nie ten gabinet, w którym się rejestrowałam. Ulica ta sama, ale kierunek przeciwny. A już powinniśmy być na miejscu. No to znowu biegiem z powrotem. Po drodze Stasiowi zachciało się siusiu, a że nie było tam żadnych toalet, musieliśmy skorzystać z przydrożnych zarośli, ale niestety tak niefortunnie, że Staś zmoczył spodenki. No to pięknie... Zaczęłam zastanawiać się nad powrotem do domu, ale jak sobie pomyślałam, że jeszcze raz mamy przez to wszystko przechodzić, a przy tym po raz kolejny fatygować szwagierkę, postanowiłam mimo wszystko dotrzeć do tego dentysty. Biedny Staś, zmachany, w mokrych spodenkach, nareszcie znalazł się w poczekalni z nieodłącznym robotem Bionicle w rączce. Nie spóźniliśmy się, bo jak to zwykle bywa, coś tam się poprzesuwało i musieliśmy jeszcze chwilkę poczekać.

Nie mamy w Toruniu stomatologów specjalizujących się w leczeniu dzieci, więc dentysta został przeze mnie wybrany losowo. Trafiliśmy nienajgorzej. Pan doktor był zabawny, demonstrował Stasiowi szczotkę-gilgotkę. Do tej pory było nieźle, Staś nie przestraszył się ani fotela, ani wiertarki. Ale później już nie było tak wesoło... Nie było mi łatwo siedzieć i słuchać jak moje dziecko piszczy, jęczy i płacze. Trwało to dość długo, zresztą chyba znacie tą przyjemność z własnego doświadczenia. Najbardziej przerażało mnie, że do naprawy został jeszcze jeden ząbek. Jak ja ściągnę Stasia do dentysty po raz drugi? Chyba będzie trzeba go związać...

Ale gdy już było po wszystkim i Staś nareszcie zszedł z fotela, zupełnie spokojnie przyjął wiadomość, że za parę dni trzeba będzie naprawić jeszcze drugi ząbek. I chociaż piski i płacze się powtórzyły, to znów schodząc z fotela Staś miał już pogodną minę. Wiecie, nigdy jeszcze nie byłam tak dumna z mojego synka... Widzę, że jest dzielny, odważny i rozumie, że czasem konieczne jest by znieść trochę bólu w ważnym celu. Jestem szczęśliwa, że mam takiego synka.

No i teraz Staś, nie wiadomo jak byłby zmęczony, nie zaśnie bez umycia ząbków.

A teraz wyjaśnię, o co chodzi z tymi plastelinkami.
Jak wiadomo, po wizycie u dentysty nie można jeść. Musiałam to wytłumaczyć jakoś Stasiowi. Powiedziałam więc, że pan doktor włożył mu w ząbek taką plastelinę, która na razie jest miękka, dopiero następnego dnia stwardnieje. A dopóki jest miękka, to jedzenie mogłoby się w plastelinę wbić i już tam zostać na stałe, a tego byśmy przecież nie chcieli. I tak już zostało. Myjąc ząbki, najpierw dzieci myją same, a potem ja po nich poprawiam, podśpiewując sobie na melodię "Łubu-dubu..." (wiecie, Jarząbek ;)): "Szuru buru, szuru buru, czyste plastelinki będzie miał mój Stasiulek, niech żyje nam!". W przypadku Danusi plastelinki zastępowałam ząbkami, ale ona pozazdrościła Stasiowi oryginalnej nazwy dla ząbków i domaga się, żeby u niej też śpiewać o plastelinie (chociaż ząbki ma bez zarzutu). A więc niech będą plastelinki, byle czyste i zdrowe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...