Strony

wtorek, 17 czerwca 2014

Gdzie ja mam głowę, czyli Warszawa

Moje życie ostatnio gna, aż trudno za nim nadążyć.

Wczoraj wstałam raniutko, by w spokoju przygotować się do dwudniowego wyjazdu do Warszawy, przeświadczona, że wyruszamy o 7.30. Ledwie zdążyłam się wykąpać i umyć zęby, gdy usłyszałam domofon. To moja szefowa, która stała już pod moją klatką, gdyż nie odbierałam telefonu. No cóż, najwyraźniej wyjazd miał być o 6.30... Wrzuciłam więc na chybcika jakieś przypadkowe kosmetyki do torby, pożegnałam się z rodziną i z mokrą głową pobiegłam do samochodu. Bez śniadania, kawy, ani śladu makijażu. Szczęściem, że chociaż zęby umyłam. Włosy wyschły, tworząc malowniczą kupę siana, a namiastkę makijażu zrobiłam gdy staliśmy w korku.



Szkolenie dotyczyło dość ciężkiego tematu, a mianowicie nowych rozporządzeń na temat chemikaliów. Mimo wszystko nie dało się nudzić. Szkolenie było znakomicie zorganizowane, prelegenci bardzo kompetentni , a jedna z nich - pani Marcela, prowadziła swoje wykłady wręcz brawurowo! Klasą i poczuciem humoru przypominała mi Marię Czubaszek. Ponadto, chociaż to może nie najważniejsze, nie mogę pominąć milczeniem obiadów w barze Tęcza - tak smacznych posiłków na żadnym szkoleniu nie jadłam (a zaliczyłam ich dość sporo). Polecam ten bar o skromnym, ascetycznym wręcz wystroju i kompletnie nieadekwatnej, kolorowej nazwie. Serwowane u nich gazpacho po prostu wymiata, bez dwóch zdań.



Po zakończeniu pierwszego dnia szkolenia, zameldowałyśmy się w sieciówkowym hotelu o mikroskopijnych pokoikach i kompaktowych łazienkach. Ale i tak nie zamierzałyśmy tam spędzać więcej czasu, niż to konieczne i ruszyłyśmy w miasto. Nasz wyjazd zbiegł się z imieninami Szefowej, która zaprosiła nas z tej okazji na kolację (nas, to znaczy mnie i D. - koleżankę z zaprzyjaźnionej firmy) do restauracji Lokanta z kuchnią turecką. Trafiłyśmy na fajną promocję - druga butelka wina gratis, grzech nie skorzystać. I znowu objadłam się nieprzytomnie, ale wszystko było tak obłędnie smaczne, że sami rozumiecie. W drodze powrotnej nabyłyśmy jeszcze jedną buteleczkę, którą wypiłyśmy już w hotelu. Zrobił się z tego znakomity babski wieczór. A co najlepsze, wino nie miało żadnych skutków ubocznych dnia następnego.



Tak się złożyło, że w drugim dniu mojej nieobecności w domu, mój mąż musiał również wyjechać służbowo, więc dzieciaki po powrocie ze szkoły były przez parę godzin same. Niestety w ubiegłym tygodniu wyprałam Stasiowi telefon na tyle skutecznie, że zaniemógł całkowicie (za to jest bardzo czyściutki). Ileż ja się nerwów najadłam w drodze powrotnej do Torunia, gdy na moje liczne próby kontaktu z dziećmi, Danusi komórka odpowiadała tylko głosem automatycznej sekretarki. Drzwi mieszkania otwierałam z sercem w gardle, ale oczywiście dzieci grzecznie siedziały w domu. Komu by się chciało interesować włączeniem telefonu i kontaktem z rodzicami, no nie? Ale muszę pochwalić dzieciaki za samodzielność, bo poradziły sobie znakomicie. Teoretycznie mogę spokojnie wyjeżdżać w kolejne podróże służbowe. Tylko muszę jeszcze ogarnąć moją roztrzepaną głowę!



2 komentarze:

  1. Sama chętnie bym czasem gdzieś wyjechała... Nawet i w podróż służbową, byleby jakoś uatrakcyjnić sobie rzeczywistość :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...