Każdy chyba zna prawa Murphy'ego, głoszące na różne
sposoby, że jeżeli coś ma szansę się nie udać, to napewno się nie uda.
Najlepiej znana jest zasada, że kromka posmarowana masłem zazwyczaj
spada posmarowaną stroną na dół, a prawdopodobieństwo tegoż wzrasta
wprost proporcjonalnie do ceny dywanu. U mnie na przykład sprawdza się
zasada, że gdy postanowię sobie odpuścić i zamiast sprzątać wychodzę na
spacer z dziećmi, albo zajmuję się czymś przyjemniejszym - mogę
spodziewać się telefonu, że zaraz będę miała gości. Żaden pośpiech nie
jest w stanie mi pomóc i ze wstydem przyjmuję gości w zapuszczonym
mieszkaniu...
Inna złośliwość losu dotyczy mojej fryzury. Z moimi włosami niewiele da się zrobić i zazwyczaj fryzura oscyluje pomiędzy należącą do właściciela zaczarowanego ołówka a Alfem z planety Melmac. Łatwo możecie to sobie wyobrazić.
Inna złośliwość losu dotyczy mojej fryzury. Z moimi włosami niewiele da się zrobić i zazwyczaj fryzura oscyluje pomiędzy należącą do właściciela zaczarowanego ołówka a Alfem z planety Melmac. Łatwo możecie to sobie wyobrazić.
Są
jednak takie dni, gdy susząc i układając rano włosy, nie mogę wyjść z
podziwu, że tym razem włosy są posłuszne szczotce. Nie są ani
przylizane, ani nastroszone - są poprostu w sam raz. Mój zachwyt trwa
tyle, ile potrzeba na wyjście z łazienki i podejście do okna. Rzecz
jasna na dworze leje i zanim dotrę do pracy moje włosy wchłoną tyle
wilgoci, ze na dobrą sprawę mogłam ich wcale nie suszyć.
Próbowałam sobie tę zależność jakoś wytłumaczyć, niekoniecznie złośliwością losu. Może poprostu moje włosy lubią wilgotne dni, dlatego wtedy są bardziej podatne?
Nauczona doświadczeniem, pewnej soboty podchodzę do okna i widząc strugi deszczu cieszę się, że dziś nie muszę wychodzić z domu. A że spodziewamy się wieczorem gości, przy takiej pogodzie, mogę się spodziewać współpracy ze strony moich włosów.
A gdzie tam!
Wykorzystując wszelkie dostępne mi sztuczki fryzjerskie i szeroki zakres kosmetyków usztywniających uzyskuję modny, acz zupełnie nietwarzowy efekt zmokłego jeżozwieża, w dodatku całkowicie pozbawiony połysku.
I jak tu nie wierzyć Murphy'emu?
Próbowałam sobie tę zależność jakoś wytłumaczyć, niekoniecznie złośliwością losu. Może poprostu moje włosy lubią wilgotne dni, dlatego wtedy są bardziej podatne?
Nauczona doświadczeniem, pewnej soboty podchodzę do okna i widząc strugi deszczu cieszę się, że dziś nie muszę wychodzić z domu. A że spodziewamy się wieczorem gości, przy takiej pogodzie, mogę się spodziewać współpracy ze strony moich włosów.
A gdzie tam!
Wykorzystując wszelkie dostępne mi sztuczki fryzjerskie i szeroki zakres kosmetyków usztywniających uzyskuję modny, acz zupełnie nietwarzowy efekt zmokłego jeżozwieża, w dodatku całkowicie pozbawiony połysku.
I jak tu nie wierzyć Murphy'emu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz