O, u nas dzieje się nawet lepiej, niż dobrze! Na przykład we wczorajszym dniu załatwiliśmy sobie szczęście i powodzenie na długie miesiące. Najpierw stłukłam naczynie żaroodporne (szkoda...). Ledwo zdążyłam posprzątać, gdy Dana stłukła szklankę pełną soku. Po pewnym czasie Staś strącił z szafki butelkę z kroplami do nosa. Jedynie mój mąż nie kwapił się by w podobny sposób zapewnić pomyślność rodzinie...
A co do rozlewania - czasami wydaje mi się, że nic innego nie robię, tylko wycieram, zbieram, zmiatam resztki, znów wycieram... Rozlany rosół z kluseczkami, sok, mleko, jogurt, syrop z witaminami...
Ale nie ma co rozpaczać. Odkąd wyrzuciliśmy dywan, życie stało się prostsze. Dom jest do mieszkania, a nie do sprzątania!
A propos sprzątania: chodzą już za mną świąteczne porządki. Wczoraj umyłam lodówkę, z zewnątrz i od środka, a nawet pod i za też. Dzięki temu mam dokładnie sprzątnięty niecały jeden metr kwadratowy mieszkania. W tym tempie nie wyrobię się do Wielkanocy...
77 stare komentarze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz