W rozmowie z kolegami i koleżankami z pracy doszliśmy do wniosku, że jako dorośli tak samo nie lubimy wywiadówek, ja wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Jakoś nie mogę tego zwalczyć u siebie, chociaż trudno wyjaśnić racjonalnie, z czego to wynika.
Dziś odebrałam dziewczynki o 16 (Staś wyszedł wcześniej, bo dziś miał pierwsze zajęcia z robotyki), pognałyśmy do domu, ogarnęłam się nieco i galopem wróciłam do szkoły na zebranie w zerówce o 16.30. Danusia zaopiekowała się siostrą, zjadły dziś na obiad płatki z mlekiem ;/
W zerówkowej sali czekały na nas kawa i ciastka i miła atmosfera, ja jednak liczyłam na szybkie przeprowadzenie zebrania, gdyż miałam nadzieję zdążyć przynajmniej na część spotkania w klasie Danusi o 17. Jednak zebranie zerówkowe przeciągnęło się prawie do 19... Wszyscy rodzice byli już bardzo zmęczeni, większość z nich przyszła bezpośrednio z pracy. To chyba był najbardziej uciążliwy maraton, jaki pamiętam. No i przykro mi, że nie poszłam na zebranie drugiej córki.
Potem jeszcze zakupy i do domu.
Dzieci powitały mnie w progu, zmiętą, głodną i wnerwioną, zaprowadziły mnie za ręce do kuchni, a tam czekała przygotowana przez nie kolacja... Kanapka z serem, druga z pasztetem. Bez masła, bo nie udało im się go znaleźć w lodówce. Bardzo żałuję, że lepiej nie okazałam im swojej wdzięczności. Ich gest, to, że domyśliły się, że wrócę zmęczona i głodna, wzruszył mnie niezmiernie. Ale i tak nie mogłam się powstrzymać, by nie strofować ich za bałagan, niedokończone zadania domowe i inne drobiazgi.
Trochę później, gdy już ochłonęłam, przytuliłam całą trójkę do siebie i podziękowałam im za ten gest serca. Kochane są te moje dzieciaki, jak nie wiem co.
U nas zebranie potrwało od 17 do 19 :/
OdpowiedzUsuńCzyli to nasze nie było wyjątkowo długie ;/
Usuń