Taka sytuacja.
Odebrałam dziś Emilkę po 16 ze świetlicy. O tej porze jest przeważnie zmęczona i marudna, co nauczyłam się ignorować. Po drodze trzeba jeszcze zrobić zakupy. No i w Biedronce jak zwykle lament pod tytułem: "Mamaaaaa kup mi bułeczkę!". Bułeczka oznacza drożdżówkę z dżemem i kruszonką. Nie chcę kupować jej co dzień drożdżówki, zwłaszcza, że idziemy prosto do domu na obiad. Tłumaczę jej, że bułeczkę kupię jej jutro, bo w piątki jeździmy prosto na zajęcia plastyczne i po drodze może sobie przekąsić drożdżówkę. A ona wciąż bułeczka i bułeczka, cała we łzach.
Wychodzimy ze sklepu, policzki Emilki mokre od łez, ale sytuacja generalnie opanowana. A tu nagle podchodzi do nas starsza pani ze słowami: "Proszę, masz dziecko bułeczkę!" i wręcza Emilce zwykłą kajzerkę. Emilka grzecznie, choć przez łzy dziękuje i odmawia, nauczona by nie brać niczego od obcych (chociaż gdyby pani próbowała wręczyć jej drożdżówkę, nie byłoby tak łatwo odmówić). Grzecznie dziękuję pani i tłumaczę, że Emilka odmawia, bo nie chodzi jej o bułkę, tylko o drożdżówkę. Wówczas kobieta próbuje mi wręczyć 2 złote, żebym mogła ją kupić dziecku. Sytuacja robi się już mocno niezręczna - wyjaśniam, że nie w pieniądzach rzecz, tylko w niepotrzebnym zapychaniu się słodyczami, czego pani zupełnie nie może pojąć- wszak w jej opinii drożdżówki to samo zdrowie. W końcu wsuwa Emilce do kieszonki batonik i ewakuuje się. A ja zostaję przepełniona mieszanymi uczuciami.
Bo to dość miło, że pani się zainteresowała i chciała pomóc. Ale w jakim to świetle mnie stawia? Wyrodna matka, która pozwala dziecku się mazać, zamiast zapchać je drożdżówką? Kwestionowanie moich zwyczajów żywieniowych w obecności Emilki było mocno niestosowne. A pomijając wszystko, te dwa złote jałmużny, które chciała mi wręczyć, to już był szczyt.
Ale jako że kobieta sprawiała naprawdę miłe i sympatyczne wrażenie, pozostaje mi tylko uśmiechnąć się i przejść nad tą historią do porządku dziennego. A moje niegłupie dziecko chyba zrozumie, że publiczne mazanie się może odnieść nieoczekiwane skutki. Naiwnie wierzę, że nie będzie chciała dopuścić do kolejnej takiej sytuacji. Zobaczymy!
O mamo... sama nie wiedziałabym jak zareagować i co o tym myśleć...
OdpowiedzUsuńJa już dziś ochłonęłam, postaram się przejść nad tym do porządku dziennego ;)
Usuń