Posiadanie nowego roweru uszczęśliwiło mnie do tego stopnia, że cały weekend chodziłam z motylkami w brzuchu i dobry humor mnie nie opuszczał.
Za to sobota, czyli Dzień Dziecka, była absolutnie wyjątkowa. Zaczęliśmy od festynu Michayland w parku bydgoskim. Spotkaliśmy się tam ze znajomymi, których dzieci i nasze bardzo się lubią, więc to wystarczyło, by były zachwycone, mimo komarów, tłumu ludzi i średniej jakości atrakcji. Malowanie włosów i twarzy to oczywiście coś, co dzieciaki uwielbiają, jak widać poniżej.
Kolejka stała aż na ulicy, ale przecież nie mogłam się wycofać, skoro obiecałam, zresztą skoro po tylu latach zdecydowałam się tam przyjść, nie chciałam ryzykować kolejnych kilku lat przerwy, nie spróbowawszy nawet. Okazało się, że warto było czekać, bez dwóch zdań. Nie wiem, jaki jest sekret - wszak to najzwyklejsza pizza z pieczarkami - ale nigdy nie jadłam lepszej. Dzieciom również smakowała.
Gdy w końcu wróciliśmy do domu, byliśmy nie dość zmęczeni. Wskoczyliśmy na rowery i w drogę!
Za to po powrocie nie mieliśmy już siły nawet wdrapać się po schodach.
Staś już jakiś czas wcześniej zażyczył sobie, bym z okazji Dnia Dziecka przyrządziła lazanię. Otóż lazanię popełniłam raz w życiu, jeszcze przed ślubem, co może moja siostra Sabinka pamięta (a może wyparła ;)). Fakt, od spodu danie było całkiem smaczne, ale na wierzchu miało coś jakby dachówki, czyli totalna kompromitacja, która zniechęciła mnie do dalszych prób. Ale przecież nie mogę odmówić dziecku prośby z takiej okazji, no nie?
Tym razem wyszła taka, jak trzeba. Pyszna.
Tak więc siedzieliśmy sobie miło przy kolacji, zażerając się pyszną lazanią, a po domu rozchodził się już zapach ciasta z truskawkami, powoli dojrzewającego w piekarniku. I wtedy mój mąż stwierdził rozmarzony, że tak właściwie, to fajną jesteśmy rodzinką. Nic dodać, nic ująć.
Koniki...
Park linowy...
Za udział w zumbie losowane były nagrody. Nie wiem, ile tych nagród rozdali na 49 osób biorących udział, w każdym razie dość sporo. Emilka już jako jedna z pierwszych wygrała maskotkę - pieska, który podbił jej serce. Danusia długo denerwowała się, że zostanie bez nagrody, ale jednak się udało - jej numerek został wylosowany jako ostatni i zdobyła kotka. Bardzo mnie to uszczęśliwiło, bo nie musiałam koić serca złamanego brakiem nagrody.
Emilka z pieskiem i zwycięskim numerem "31" w garści |
Chłopakom żużel się bardzo podobał, ale fotek żadnych na udokumentowanie tego nie mam, bo komu by się chciało zdjęcia robić ;)
Po powrocie jeszcze rundka na rowerkach przed kolacją. Zrobiliśmy 12 km, co dla Emilki było znaczącym osiągnięciem. Po drodze zaliczyliśmy ścieżkę zdrowia - bardzo fajny placyk z siłownią, sporo ludzi tam uczęszcza, aby poćwiczyć.
Tak nam minął najpiękniejszy weekend tego roku.
Cudna relacja a weekend bardzo rodzinny. Super. A ta ścieżka zdrowia to gdzie, bo widzę, że nie na Antczaka.
OdpowiedzUsuńSerio w Toruniu jest gdzieś taka ścieżka zdrowia? :O
OdpowiedzUsuńTo odpowiem Wam obu: ścieżka znajduje się w pobliżu OBI, obok basenu krytego, od strony lasku. Kasiu to chyba blisko Ciebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog, super dzieciaczki. Z taką trójeczką na pewno jest zawsze wesoło :) szkoda że nie ma zdjęć z Komunii Danusi, miło byłoby zobaczyć
OdpowiedzUsuńRacja, Betinka - nadrobię to :)
UsuńOo.. nie wiedziałam że koło OBI jest ścieżka zdrowia!
OdpowiedzUsuńBo jest od niedawna i trochę schowana za basenem. Ale i tak dużo ludzi tam chodzi.
UsuńPamietam chrupiaca lazanie :)
UsuńBardzo mi smakowala.
To byla pierwsza lazania, jaka jadlam, wiec nie wiedzialam, ze nie powinna chrupac ;)