Mówią na nas Ladorusie. Jak się pewnie domyślacie, pochodzi to od naszego nazwiska. Ladorusie mieszkają w Toruniu, najpiękniej pachnącym mieście w Polsce.
Strony
wtorek, 11 marca 2014
Biegiem przez wiosnę
Zaczęło się w ubiegłą sobotę. Nauczyciele w-f w naszej szkole postanowili zaktywizować dzieci i poświęcili swój czas wolny na bieganie z chętnymi dzieciakami po pobliskim lesie. Emilkę niełatwo było mi namówić. Bała się, że nie da sobie rady. Przekonała ją dopiero moja obietnica, że w razie potrzeby wsiądę na rower i odbiorę ją wcześniej. Jak się jednak okazało, wyprawa to był strzał w dziesiątkę! Dziewczynki wróciły roześmiane i pełne energii. Aż im pozazdrościłam. Pogoda piękna, wręcz chce się rozruszać ciało zastałe po zimie, odetchnąć świeżym powietrzem i złapać pierwsze promienie słońca.
Zresztą już od dawna miałam ochotę zacząć biegać, a szczególnie odkąd przeczytałam "Ciemno, prawie noc" Joany Bator. Ta książka to bardzo sugestywna pochwała biegania, przedstawione jako lekarstwo na wszystko. Jest taki motyw, gdy główna bohaterka, nie widząc sensu dalszej egzystencji, zamierza skończyć ze sobą, ale zamiast tego zaczyna biec. Biegnie, nabierając siły i wiary w swoje możliwości. I równocześnie zaczyna nowe życie - silniejsza, bardziej pewna siebie, świadoma swego celu. Może w moim przekazie brzmi to banalnie, ale podczas lektury stanowiło pełen otuchy przekaz, że czasem wystarczy zmienić jedną rzecz w życiu, by nabrało ono sensu.
Wydawałoby się - nic prostszego niż założyć buty i pobiec. Mimo wszystko ten pierwszy krok to jakiś przełom. Trzeba przestać szukać wymówek i się ruszyć. Gdyby nie moje córki, nie byłoby tak łatwo, to dzięki nim udało mi się zmotywować. W towarzystwie zawsze raźniej, a poza tym ludzie patrzą na naszą trójkę z dużą sympatią. Pewnie w ich oczach wygląda to tak, że mama poświęca się, biegając z maluchami, podczas gdy w rzeczywistości to dziewczyny są dla mnie wsparciem.
Wczoraj biegałyśmy pierwszy raz, a dziś wstałyśmy o 6 rano, by pobiegać przed szkołą i pracą. Na razie robimy nieduże kółka o długości 1 km, ale mamy zamiar co dzień trochę zwiększać dystans. I to nie wytrzymałość dziewczynek jest problemem, a moja zaniedbana kondycja. Po pierwszym biegu odkryłam dawno nieużywane obszary moich płuc, które były mocno zaskoczone dopływem tlenu, ale skoro już się obudziły, powinno być łatwiej.
Dziś bolą mnie łydki, ale to całkiem przyjemny ból. Dziewczyny oczywiście nie mają pojęcia, co to są zakwasy. Trzymajcie kciuki za nas, abyśmy dzielnie wytrwały w mobilizacji, chociaż brzydka pogoda to dopiero będzie wyzwanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podziwiam i dziewczynki i ciebie, mi by się nie chciało wstawać o 6 i biegać ;)
OdpowiedzUsuńMi przez większość życia też się nie chciało :) A teraz się chce - i korzystam!
Usuń