Upiekłam je w niedzielę (na własną zgubę!) w efekcie poszukiwania przepisu na "coś zdrowego". Pracy przy nich naprawdę nie ma zbyt wiele, jedynie warowanie przy piekarniku zajmuje trochę czasu. Są niezbyt słodkie (dodałam tylko pół szklanki cukru), za to obłędnie smaczne! Na dowód tego, rodzina pochłonęła je błyskawicznie, zresztą i ja nie pozostałam na nie obojętna.
Od tej pory słyszę wciąż "Mamo, upieczemy dziś te owsiaczki?" Dziś pod wieczór poddałam się i upiekłam, przy ogromnej pomocy Danusi, która sama przygotowała ciasto i uformowała kuleczki.
W domu nadal pachnie ciastkami, chociaż po owsiaczkach zostały zaledwie okruchy. Przewiduję od jutra nawrót marudzenia i błagania o ciasteczka.
Rodzino, zlituj się nade mną, piec mogę w sobotę i niedzielę, a w dni powszednie dajcie mi odetchnąć, dobra? ;)
PS. Staś proponuje nazwać je "Jureczki" na cześć Jurka O.
W piekarniku wyglądały jak rozżarzone węgielki |
A to już jedynie wspomnienie... |
Myślę, że smakowały by mojej Dusi :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam :)
Usuń