Pod poprzednim postem pojawiły się liczne zapytania
o moje "przestępstwa" z dzieciństwa, co skłoniło mnie do wysilenia
pamięci i przypomnienia sobie najwcześniejszych lat życia. Początkowo
byłam pewna, że nic sobie nie przypomnę, bo było ze mnie wyjątkowo
spokojne i grzeczne dziecko. Jednak po dwóch dniach rozmyślań, coś mi
jednak przyszło do głowy.
Miałam wtedy około 5 lat. Jedna z naszych kur znosiła jajka gdzie popadło, byle nie w kurniku, moszcząc sobie gniazdka pośród krzewów porzeczki. Pewnego dnia znalazłam jedno takie gniazdo pełne jaj. Uradowana, zagarnąwszy spódniczkę, pozbierałam do niej wszystkie jaja. Cieszyłam się, że mama pochwali mnie za to znalezisko. Jednak pech chciał, że potknęłam się i przewróciłam, produkując tym samym jajecznicę. Rozejrzawszy się, czy nikt nic nie widział, zakopałam skorupki, a sukienkę wrzuciłam do rzeczy przygotowanych do prania. Pamiętam, jak później mama robiąc pranie skrzywiła się, że ta sukienka jest aż sztywna od brudu.
Mama dowie się tego dopiero czytając tego posta, a więc nie zdziwi mnie, gdy przy okazji dostanę zaległe lanie :)
Poza tym - parę razy wpadłam do pobliskiego cieku zwanego Rowem Hermana, ale to była norma wśród dzieci z okolicy. No i jeszcze próbowałam raz rozpalić w kociołku na strychu ognisko, czemu zapobiegł mój brat. Tego też rodzice dowiadują się dopiero z bloga.
A więc zasługuję na miano łobuziaka, czy nie?
Miałam wtedy około 5 lat. Jedna z naszych kur znosiła jajka gdzie popadło, byle nie w kurniku, moszcząc sobie gniazdka pośród krzewów porzeczki. Pewnego dnia znalazłam jedno takie gniazdo pełne jaj. Uradowana, zagarnąwszy spódniczkę, pozbierałam do niej wszystkie jaja. Cieszyłam się, że mama pochwali mnie za to znalezisko. Jednak pech chciał, że potknęłam się i przewróciłam, produkując tym samym jajecznicę. Rozejrzawszy się, czy nikt nic nie widział, zakopałam skorupki, a sukienkę wrzuciłam do rzeczy przygotowanych do prania. Pamiętam, jak później mama robiąc pranie skrzywiła się, że ta sukienka jest aż sztywna od brudu.
Mama dowie się tego dopiero czytając tego posta, a więc nie zdziwi mnie, gdy przy okazji dostanę zaległe lanie :)
Poza tym - parę razy wpadłam do pobliskiego cieku zwanego Rowem Hermana, ale to była norma wśród dzieci z okolicy. No i jeszcze próbowałam raz rozpalić w kociołku na strychu ognisko, czemu zapobiegł mój brat. Tego też rodzice dowiadują się dopiero z bloga.
A więc zasługuję na miano łobuziaka, czy nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz