Rok temu, szykując się do wyjazdu, miałam wiele wątpliwości kulturowych. Czy tamtejsi biznesmeni będą w ogóle chcieli rozmawiać z nami - kobietami? I jak się ubrać stosownie do panujących tam upałów, a jednocześnie tak, by nie budzić niesmaku u naszych gości? Jak się okazało, wątpliwości były nieuzasadnione. Co prawda Arabowie własne kobiety traktują dość specyficznie, jednak Europejki to dla nich zupełnie inny gatunek, podlegający własnym regułom. I dobrze. Mimo wszystko nie ryzykowałabym zbyt głębokiego dekoltu ani koszulek na ramiączkach, bo raczej nie byłoby to dobrze widziane.
Ale bez stresu i tak się nie obyło. Denerwowałam się, że coś nie wypali, coś nie dojedzie albo na miejscu pojawią się trudne do przezwyciężenia problemy. W dodatku trzeba było zawczasu przygotować dom na moją 5-dniową nieobecność, co wymagało umiejętności pomniejszego jasnowidza. A jednak jakimś cudem wszystko zagrało wręcz idealnie.
Podczas tego krótkiego pobytu w Dubaju nie miałam ani chwili wolnego czasu. Marzyłam o tym, by ponownie zobaczyć przecudne, tańczące fontanny, albo by chociaż na chwilę skoczyć do Dubai Mall. Nic z tego - praca od 10 do 19 na stoisku targowym, a wieczory zajmowały umówione spotkania. Ale wcale a wcale nie narzekam, gdyż owe spotkania były bardzo przyjemne i wiele się dzięki nim nauczyłam o tamtejszej kulturze. Zresztą naprawdę trudno jest zwiedzać cokolwiek, gdy temperatura osiąga 48 stopni. Wychodząc na zewnątrz z klimatyzowanych pomieszczeń miałam wrażenie, że właśnie otworzyłam piekarnik, by wyjąć z niego ciasteczka. Tylko, kurcze, ten piekarnik nie dawał się zamknąć!
Widok z okna hotelu. Dziwnie szary i mroczny. |
Pierwszego wieczoru byłyśmy na bankiecie dla wystawców Automechaniki w ogromnym hotelu. Na bankiet zaproszono parę tysięcy gości, więc organizacja wymagała sporego rozmachu. Jedzenie było bardzo dobre i urozmaicone, a towarzystwo przesympatyczne - w większości byli to inni polscy wystawcy oraz ich arabscy partnerzy. Mimo panujących w Emiratach ograniczeń, podczas bankietu podawano wino i piwo. Bawiliśmy się świetnie, a J. opowiadała gruzińskie dowcipy, rozśmieszając wszystkich do łez. Chciałabym mieć jej talent do zabawiania towarzystwa.
Drugiego wieczoru nasz lokalny klient zaprosił nas do restauracji, której nazwy niestety nie jestem w stanie przytoczyć. Znajdowała się u stóp najwyższego budynku świata, czyli Burj Khalifa. Co ciekawe, siedzieliśmy przy stoliku na zewnątrz, który był KLIMATYZOWANY. Jedzenie było naprawdę znakomite i w ilościach odpowiednich dla pułku wojska. A gdy już pękałyśmy w szwach podano to co najlepsze, czyli soczyste, egzotyczne owoce. Rozpusta nie z tej ziemi. Paliliśmy też sziszę. Mnie to nie zachwyciło, za to węgielki w stojącej tuż obok misie nieźle mnie przypiekały. Czułam się, jakbym siedziała przy kominku, co przy ponad 35 stopniowej temperaturze (wieczorem!) było trudną do zniesienia torturą. Za to koktajle owocowe, owoce morza i arabskie pasty warte były tego poświęcenia. Do tej pory wzdycham na samo wspomnienie.
Tortura rozżarzonymi węglami |
Zajrzyjcie, jeśli macie ochotę dowiedzieć się, jak wygląda życie kobiet w Emiratach. Cóż, ja na kolanach dziękuję, że przyszłam na świat w Europie...