Strony

piątek, 28 marca 2014

Zmęczenie

Wracam do domu. Danusia rzuca mi się na szyję i mocno przytula. Przytula, przytula i nie puszcza.

- Mamusiu, tak się zmęczyłam!
- Czym, córeczko? - pytam zdziwiona.
- Tym niepatrzeniem na ciebie, mamo...

Miłego weekendu!


środa, 26 marca 2014

Przepis na czyrakobulwy

Ponieważ są chętni na przepis na bulle szwedzkie vel czyrakobulwy, zmobilizowałam się i dziś je upiekłam, żeby zrobić fotki. A więc zapraszam do przetestowania:

5 dkg drożdży + łyżka cukru - rozetrzeć

1,5 szkl ciepłego mleka
3 szkl mąki
150 g roztopionej margaryny lub masła
1/2 szkl cukru
4 szkl mąki
1/4 łyżeczki soli

Do drożdży wlać ciepłe mleko, rozpuścić w nim cukier. Następnie dodać resztę składników i wyrobić elastyczne ciasto. Odstawić na około 45 minut w ciepłe miejsce.

Następnie podzielić na 2 części i rozwałkować w kształcie prostokąta. Nałożyć nadzienie, na przykład:

- banany rozgniecione z cukrem waniliowym
- powidła śliwkowe
- nutella
- nasz dzisiejszy eksperyment - masło orzechowe + powidła, bardzo smaczne

Można samemu kombinować dowolnie. Warto, by nadzienie było wilgotne. Jedną porcję zrobiłam z suszoną żurawiną i w smaku były najsłabsze, brakowało "poślizgu".

Nadziane prostokąty zwinąć po dłuższym boku, a następnie pokroić na ok. 3-cm kawałki, które umieścić w foremkach mufinkowych lub papierkach. Posmarować rozmąconym jajkiem - wtedy będą ładniejsze, rumiane. Piec 10-15 minut w temperaturze 200 stopni (z termoobiegiem pewnie krócej, ale ja mam piekarnik gazowy).

A oto nasze dzisiejsze bulwy:

bananowo-waniliowe


żurawinowe

z masłem orzechowym i powidłami

z nutellą

Smacznego!

wtorek, 25 marca 2014

Czyrakobulwa na drugie śniadanie

Neville z czyrakobulwą w tle


Ponieważ zapewne nie wszyscy są takimi wielbicielami Harrego Pottera, jak nasza rodzinka, tytułem wprowadzenia definicja, co to takiego czyrakobulwa.

Otóż jest to fantastyczna roślina uprawiana w cieplarniach Hogwartu. Nie bardzo przypomina roślinę, raczej wielkie czarne ślimaki wyłażące pionowo z ziemi. Każda wije się lekko i jest pokryta dużymi, błyszczącymi bąblami pełnymi żółtawego płynu. Pachnąca naftą i przypominająca ropę, po rozcieńczeniu leczy trądzik oraz parzy.

Apetyczne, no nie?

A z drugiej strony - bulle szwedzkie, czyli drożdżowe zwijane babeczki, nadziewane różnościami i bardzo smaczne. Niedawno przypomniałam sobie o ich istnieniu i z pomocą Danusi upiekłam trzy serie o różnych smakach, zyskując gwałtowną aprobatę całej rodziny (i okruszki po bullach).

Bulla to raczej trudna nazwa dla siedmiolatki. Dziwić się więc nie należy, że Emilka pomyliła te dwa specjały i zażądała, bym znowu upiekła te "bulwy". Rodzinka podchwyciła ochoczo i od tej pory moje pyszne bulle zyskały nowe miano.

Wyobrażam sobie reakcję innych dzieci w szkole, gdy nasze pochwalą się, że mama upiekła im na drugie śniadanie czyrakobulwy... A może będą zazdrościć, kto wie!

środa, 19 marca 2014

Ciasteczka owsiane

Dzisiejszy wpis sponsorują ciasteczka owsiane, którymi po prostu muszę się z Wami podzielić!

Upiekłam je w niedzielę (na własną zgubę!) w efekcie poszukiwania przepisu na "coś zdrowego". Pracy przy nich naprawdę nie ma zbyt wiele, jedynie warowanie przy piekarniku zajmuje trochę czasu. Są niezbyt słodkie (dodałam tylko pół szklanki cukru), za to obłędnie smaczne! Na dowód tego, rodzina pochłonęła je błyskawicznie, zresztą i ja nie pozostałam na nie obojętna.

Od tej pory słyszę wciąż "Mamo, upieczemy dziś te owsiaczki?" Dziś pod wieczór poddałam się i upiekłam, przy ogromnej pomocy Danusi, która sama przygotowała ciasto i uformowała kuleczki.

W domu nadal pachnie ciastkami, chociaż po owsiaczkach zostały zaledwie okruchy. Przewiduję od jutra nawrót marudzenia i błagania o ciasteczka.

Rodzino, zlituj się nade mną, piec mogę w sobotę i niedzielę, a w dni powszednie dajcie mi odetchnąć, dobra? ;)

PS. Staś proponuje nazwać je "Jureczki" na cześć Jurka O.

W piekarniku wyglądały jak rozżarzone węgielki

A to już jedynie wspomnienie...



niedziela, 16 marca 2014

Dziedziczny pierścionek

Podczas sprzątania starych szpargałów, znalazłam pierścionek i podarowałam go Danusi. Aż promieniała z radości.

- Mamusiu, jak będę kiedyś miała córeczkę, to jej go dam i powiem, że dostałam go kiedyś od swojej mamy! A ona kiedyś da go swojej córce i tak dalej.

Po chwili zastanowienia.

- A jeśli będę miała synka, to on go da swojej żonie. 


Jak to fajnie zrobić porządki w starych szpargałach. Całą rodzinną historię tam wygrzebałam.

wtorek, 11 marca 2014

Biegiem przez wiosnę



Zaczęło się w ubiegłą sobotę. Nauczyciele w-f w naszej szkole postanowili zaktywizować dzieci i poświęcili swój czas wolny na bieganie z chętnymi dzieciakami po pobliskim lesie. Emilkę niełatwo było mi namówić. Bała się, że nie da sobie rady. Przekonała ją dopiero moja obietnica, że w razie potrzeby wsiądę na rower i odbiorę ją wcześniej. Jak się jednak okazało, wyprawa to był strzał w dziesiątkę! Dziewczynki wróciły roześmiane i pełne energii. Aż im pozazdrościłam. Pogoda piękna, wręcz chce się rozruszać ciało zastałe po zimie, odetchnąć świeżym powietrzem i złapać pierwsze promienie słońca.

Zresztą już od dawna miałam ochotę zacząć biegać, a szczególnie odkąd przeczytałam "Ciemno, prawie noc" Joany Bator. Ta książka to bardzo sugestywna pochwała biegania, przedstawione jako lekarstwo na wszystko. Jest taki motyw, gdy główna bohaterka, nie widząc sensu dalszej egzystencji, zamierza skończyć ze sobą, ale zamiast tego zaczyna biec. Biegnie, nabierając siły i wiary w swoje możliwości. I równocześnie zaczyna nowe życie - silniejsza, bardziej pewna siebie, świadoma swego celu. Może w moim przekazie brzmi to banalnie, ale podczas lektury stanowiło pełen otuchy przekaz, że czasem wystarczy zmienić jedną rzecz w życiu, by nabrało ono sensu.

Wydawałoby się - nic prostszego niż założyć buty i pobiec. Mimo wszystko ten pierwszy krok to jakiś przełom. Trzeba przestać szukać wymówek i się ruszyć. Gdyby nie moje córki, nie byłoby tak łatwo, to dzięki nim udało mi się zmotywować. W towarzystwie zawsze raźniej, a poza tym ludzie patrzą na naszą trójkę z dużą sympatią. Pewnie w ich oczach wygląda to tak, że mama poświęca się, biegając z maluchami, podczas gdy w rzeczywistości to dziewczyny są dla mnie wsparciem.

Wczoraj biegałyśmy pierwszy raz, a dziś wstałyśmy o 6 rano, by pobiegać przed szkołą i pracą. Na razie robimy nieduże kółka o długości 1  km, ale mamy zamiar co dzień trochę zwiększać dystans. I to nie wytrzymałość dziewczynek jest problemem, a moja zaniedbana kondycja. Po pierwszym biegu odkryłam dawno nieużywane obszary moich płuc, które były mocno zaskoczone dopływem tlenu, ale skoro już się obudziły, powinno być łatwiej.


Dziś bolą mnie łydki, ale to całkiem przyjemny ból. Dziewczyny oczywiście nie mają pojęcia, co to są zakwasy. Trzymajcie kciuki za nas, abyśmy dzielnie wytrwały w mobilizacji, chociaż brzydka pogoda to dopiero będzie wyzwanie.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...