Postanowiłam to nadrobić i w ostatnim tygodniu wakacji, dla mnie szczęśliwie wolnym, zabawiliśmy się w turystów.
Zaczęliśmy od wycieczki rowerowej na starówkę, której głównym celem miała być wieża Ratusza. Niedawno, podczas wycieczki do Warszawy, zaliczyliśmy taras widokowy, ale moim zdaniem z toruńskiej wieży widok jest ciekawszy, a może po prostu bardziej swojski. Wspięliśmy się więc po stromych i wąskich schodach, by ponapawać się tym widokiem. Staś odkrył nagle u siebie lęk wysokości, ale tak jak szybko się pojawił, równie szybko minął.
Następnie swe kroki skierowaliśmy ku pizzerii Piccolo, którą można niemal uznać za zabytek, gdyż działa już od 20 lat, ani trochę nie zaniżając poziomu. Sentyment do tego lokalu pozostał mi jeszcze z czasu studiów, a teraz udało mi się zarazić nim (bez trudu) moje dzieci. Trzeba zazwyczaj długo stać w kolejce, potem walczyć o stolik, ale warto!
Fotka pizzerii Piccolo zapożyczona z bloga www.martachodorowska.blogspot.com - moje zdjęcia w pomieszczeniach wychodzą fatalnie |
Resztę naszych planów na ten dzień zrujnowała ulewa, która zatrzymała nas w Piccolo dłużej, niż planowaliśmy. W końcu sprzykrzyło się nam czekanie, wsiedliśmy na zmoknięte rowery i ruszyliśmy do domu. Dotarliśmy wprawdzie przemoczeni, ale co tam, przecież nie jesteśmy z cukru, a gorące kakao w domu przegnało widmo kataru.
Następnego dnia wybrałam się z dziewczynkami do kina, gdyż dostały zaproszenie za udział w konkursie Straży Miejskiej "Bezpieczne wakacje". Obejrzałyśmy film "Żółwik Sammy 2" (zdecydowanie dla koneserów), a potem ruszyłyśmy na spacer po mieście.
Po raz pierwszy wybraliśmy się również do toruńskiego Planetarium. Dzieci wprawdzie były tam już na wycieczkach szkolnych, ja jednak jakoś nie miałam okazji. Moje potomstwo było uszczęśliwione, ja trochę mniej, bo znów trafił mi się spektakl dla małolatów. Ale przynajmniej popatrzyłam sobie na gwiazdy.
Następnie wpadłam na pomysł, żeby przespacerować się po kościołach starówki, które w większości znam tylko z zewnątrz. Dzieci początkowo nie okazywały entuzjazmu, ale po chwili doceniły ten pomysł i z przyjemnością porównywały wystrój kolejnych kościołów, pod wrażeniem ich ogromu i uroku.
Kolejnym etapem zwiedzania był nasz zrujnowany krzyżacki zamek. Tu również nigdy nie byłam, wstyd! Myślałam, że nie ma tam nic ciekawego do zwiedzania, ale byłam w błędzie. Szczególnie ciekawe były lochy, w których straszyły wiedźmy, huczały toczące się kamienie, a grozy dopełniały kłęby dymu i odpowiednie oświetlenie. Polecam wszystkim odwiedzającym Toruń (oraz toruńskim turystom, takim jak my).
Zabytków do zwiedzania zostało nam całe mnóstwo. Zagospodarujemy je sobie na niedzielne spacery. Postaram się, abyśmy nie musieli się jużnwstydzić, że tak kiepsko znamy własne, słynne na całym świecie miasto.
To by było na tyle w temacie nadrabiania wakacyjnych zaległości. Pora rzucić się w wir wywiadówek, zadań domowych i zagubionych worków z kapciami :)
Zamek to ulubione miejsce mojego smyka :)
OdpowiedzUsuńTeraz już również i moich :)
Usuń"Cudze chwalicie a swego nie znacie" chciało by się powiedziec :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :D
Usuń