Tradycją już stały się nasze wyprawy marcowe po bazie. W pierwszą możliwą niedzielę wybieramy się całą rodziną w poszukiwaniu wiosny, stałą od lat trasą. Schodzimy sobie ze skarpy nad Wisłę, często brnąc przez błoto. Wracamy obładowani naręczami bazi.
W tym roku było podobnie, tyle, że bez Stasia. Strasznie nie miał ochoty na ten spacer, bo obawiał się, że nie zdąży na Ace Ventura w TV. W końcu miałam dość jego fochów (i wyżywania niezadowolenia na siostrach) i kazałam mu wrócić do domu. Oczywiście żadnego TV ani komputera. Pewnie myślicie, że jestem naiwna, wierząc w jego posłuszeństwo pod naszą nieobecność. Ale pamiętajcie, że umiem czytać w myślach moich dzieci. I one to wiedzą :)
Pogoda tej niedzieli była idealna na taki spacer. Co prawda mój mąż twierdzi, że zrywanie bazi jest nieekologiczne, ale jak w takim razie przywitać wiosnę? Marzanny topić nie wolno, więc niech będą chociaż te bazie...
|
Nieekologiczne, tak? A kto tu atakuje krzaki z nożem, hmmm? |
|
Wiosna nas opętała |
|
Apokaliptyczny krajobraz po przejściu zimy ;) |
|
Wiosna w garści |
|
Według Emilki to "Basie" :) |
|
Tak nasze panny wyglądają teraz... |
|
...a tak - na spacerze po wiosnę dwa lata temu:) |
|
Jeszcze jedna fotka sprzed dwóch lat |
Z wiosennych tradycyjnych wypraw pozostaje nam jeszcze wyjazd do Ciechocinka (gdy kwitną mlecze) oraz wyprawa do Karbówka. Liczę na piękną pogodę tej wiosny :)
Uwielbiam Ciechocinek :)
OdpowiedzUsuńJa już mam wielką ochotę tam się wybrać :) W ubiegłym roku strasznie zmokliśmy w niespodziewanej ulewie.
Usuń