Pewnie nie pamiętacie moich dywagacji sprzed dwóch lat, czy nasza
rodzinka dojrzała już do tego, by mieć zwierzątko. Napisałam wtedy posta
o tym, jak dzieci ulepiły świnkę morską z plasteliny i karmiły ją
plastelinową sałatą i ziarenkami. Szalenie rozbawił mnie wówczas jeden z
komentarzy zabłąkanej tu istoty, która nas oskarżyła o
nieodpowiedzialność, gdyż nieodpowiednio karmimy nasze (plastelinowe)
zwierzątko. No cóż, czytanie ze zrozumieniem to wielka sztuka i nie
każdemu właściwa ;) Świnka plastelinowa nie zatruła się jednak sałatą, a
żywot swój zakończyła wskutek przypadkowego rozpłaszczenia. Na
szczęście plastelinowe zwierzątka mają szansę na reinkarnację.
Minęło
parę miesięcy. Dzieci przestały wspominać o zwierzaku, a ja im z
własnej woli nie zamierzałam przypominać. Mimo to, szczerze się
ucieszyłam, gdy Staś dostał chomika na 8 urodziny. Dzieci nazwały
chomika Pysią i serdecznie się do niego (a właściwie do niej)
przywiązały. Z przyjemnością obserwowały akrobatyczne wyczyny zwierzaka i
podziwiały cierpliwość w nieskończenie długim biegu w chomiczej
karuzeli. Do teraz Stasia marzeniem jest, by pobiegać w takiej karuzeli
ludzkich rozmiarów ;) Każde z dzieci miało dyżur 2 dni w tygodniu i
obowiązek pilnowania, by chomik miał jedzenie i wodę, a mi pozostawało
jedynie sprzątanie klatki. Cieszy mnie, że dzieci rozumiały, że od nich
zależy, by nasze zwierzątko czuło się dobrze i było zdrowe i wiedziały
jak ważne jest, by dostawał odpowiednie pożywienie i miał dobre warunki.
Z
czasem skończyły się jednak akrobatyczne wyczyny. Smutno było patrzeć,
jak szybko chomik się starzeje, aż pewnego dnia jego krótkie chomicze
życie dobiegło końca. Urządziliśmy chomikowi piękny pogrzeb w lesie.
Jeszcze przez jakiś czas dzieci płakały z żalu za chomikiem, szczególnie
wieczorami. Emilka w ogóle nie zrozumiała, dlaczego musieliśmy Pysię
zostawić w lesie i często pytała, czy możemy ją tam odwiedzić.
Minęło
trochę czasu. Byłam przeciwna temu, by szybko przygarnąć kolejne
zwierzątko. Nie chciałam, by stało się ono łatwym lekarstwem na smutki.
Tak się jednak złożyło, że kuzynka dzieci - Ola, musiała pozbyć się
dwóch swoich świnek morskich. Tym sposobem jedna z nich trafiła do nas.
Jest to śliczne zwierzątko o imieniu Basia.
Basia jest bardzo towarzyska. Lubi być brana na ręce i przytulana.
Czasem się tego dopomina swoim zabawnym popiskiwaniem. Jej przysmak to
zielona pietruszka, którą zajada, aż jej się uszka trzęsą. Najbardziej
przywiązana do niej jest Danusia, którą Basia chyba uważa za swoją mamę
;) Dzieci bardzo ładnie się o nią troszczą, zgodnie z grafikiem, a mi
nadal pozostaje sprzątanie klatki, co w przypadku świnki jest nieco
bardziej uciążliwe. W każdym razie świnki morskie żyją o wiele dłużej
niż chomiki, bo nawet ponad 10 lat.
Niech nam długo żyje i niech jej będzie u nas dobrze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz