Jedziemy sobie autobusem do parku, ja i dzieciaki. Zajęliśmy 4 miejsca naprzeciwko siebie, a dzieci wyznaczyły dyżury, co ile przystanków zmiana, żeby każdy mógł posiedzieć obok mamy.
Tak sobie siedzieliśmy, rozparci wygodnie, dopóki w autobusie było pustawo, a później wzięłam Emilkę na kolana, zwalniając miejsce dla starszego pana.
Pan miał bardzo miły uśmiech, pomimo znacznych braków w uzębieniu. Od razu nawiązał kontakt z dziećmi, które nie bardzo rozumiały, co pan do nich mówi, ale z moją pomocą jakoś rozmowa się toczyła.
- I ta cała trójka to pani dzieci? - zagaił starszy pan.
- Tak - uśmiechnęłam się z dumą.
- Niemożliwe, w tym wieku już trójka?
- Haha - zaśmiałam się uprzejmie.
- Ale przyzna pani - drążył starszy pan - że to dość nietypowe, w tak młodym wieku mieć już troje odchowanych dzieci.
Powściągnęłam odruch sięgnięcia po lusterko (tym bardziej, że nie noszę go przy sobie), aby sprawdzić, czy mój nowy krem przypadkiem nie zdziałał jakiegoś cudu.
W młodszych latach ów pan był zapewne zdobywcą wielu kobiecych serc, bo wyraźnie galanteria weszła mu w nawyk.
A krem, jak to zwykle krem, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz