Od czasu do czasu dostaję bardzo miłe wiadomości
albo maile od czytelników, wychwalających pod niebiosa sielankowe życie
naszej rodziny. Obawiam się, że obraz przedstawiony w blogu jest daleki
od rzeczywistości. To prawda, że wszyscy się bardzo kochamy, ale nie
jest prawdą, że życie nam upływa na wzajemnej adoracji, przytulaniu i
uśmiechach. Faktem jest, że młode Ladorusie są cudowne, ale nie są
idealne i czasem mnie ponoszą nerwy. Może więc dziś wprowadzę odrobinę
realizmu do tego bloga.
Emilka to słodziak i naprawdę nie mogę jej nic zarzucić. Zresztą co można zarzucić półrocznemu dziecku? Nie płacze po nocach, w dzień też niewiele, nie wyżywa się na otoczeniu z powodu kolek czy ząbkowania. Z Danusią już jest trochę gorzej, bo jest bardzo zaborcza, wymaga poświęcenia całkowitej uwagi, co jest dość trudne przy trójce dzieci. Bywa też psotna, nieposłuszna i bałaganiarska. Swoje wady nadrabia urokiem osobistym. Nawet Staś nie pozostaje na niego nieczuły, chociaż on najczęściej staje się obiektem jej psot. Na korzyść Danusi trzeba przyznać, że nie przechodziła i nie przechodzi żadnych buntów, nigdy nie demonstrowała histerii i tym podobnych gwałtownych emocji. Nerwy mi puszczają jedynie, gdy mi wchodzi na głowę (dosłownie) podczas karmienia, gdy brak mi ręki żeby ją odsunąć i boję się, że zaraz spadnie na zasypiającą Emilkę. Różne piski i krzyki podczas usypiania Emilki też potrafią podnieść mi ciśnienie. Poza tym potrafi w ciągu minuty zamienić względny ład w bezwzględny bałagan i w tym nie ma sobie równych, chociaż niektórzy się starają ją w tym prześcignąć.
No i doszłam do tytułowego Mr. Stasia. Staś jest chłopcem mądrym, pogodnym, przytulańskim, kochanym i słodkim. Ale jest coś, co potrafi go w jednej chwili zmienić tak, że trudno mi w nim rozpoznać mojego kochanego synka. Twarz mu się wykrzywia, zaczyna warczeć lub krzyczeć i nie ma sposobu, żeby go wtedy uspokoić. Próbowałam już ignorowania, przytulania, odosobniania, prób przekupstwa, odwracania jego uwagi i... nic. Po prostu trzeba zaczekać, aż pogodny i grzeczny Staś wróci na swoje miejsce. Przyczyną może być wszystko: zepsuta zabawka, powrót ze spaceru do domu, jakiś zakaz czy nakaz. Od kiedy to trwa? Chyba od buntu dwulatka. Cały czas czekam, aż Staś z tego wyrośnie, a tu nie widać, by się na to zanosiło. Czasem są długie okresy, gdy "to" się wcale nie zdarza, a czasem bywają dwa ataki dziennie. Nie wiem jak to nazwać, czy to histeria czy napad gniewu, faktem jest, że mnie to kompletnie wyczerpuje. Co gorsza zdarza się również w przedszkolu, chociaż tam panie chyba potrafią sobie świetnie poradzić z napadami złego humoru u dzieci. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wczoraj miał dwa takie napady: pierwszy gdy Danusia pogniotła mu bezmyślnie jakieś naklejki, a drugi gdy tata kazał wracać ze spaceru do domu, bo był niegrzeczny.
No to teraz już wiecie, że Ladorusie to nie jakieś tam aniołki, tylko normalne dzieciaki, u których z grzecznością bywa różnie. A ja jestem normalną mamą, którą przy tym ponoszą nerwy.
Emilka to słodziak i naprawdę nie mogę jej nic zarzucić. Zresztą co można zarzucić półrocznemu dziecku? Nie płacze po nocach, w dzień też niewiele, nie wyżywa się na otoczeniu z powodu kolek czy ząbkowania. Z Danusią już jest trochę gorzej, bo jest bardzo zaborcza, wymaga poświęcenia całkowitej uwagi, co jest dość trudne przy trójce dzieci. Bywa też psotna, nieposłuszna i bałaganiarska. Swoje wady nadrabia urokiem osobistym. Nawet Staś nie pozostaje na niego nieczuły, chociaż on najczęściej staje się obiektem jej psot. Na korzyść Danusi trzeba przyznać, że nie przechodziła i nie przechodzi żadnych buntów, nigdy nie demonstrowała histerii i tym podobnych gwałtownych emocji. Nerwy mi puszczają jedynie, gdy mi wchodzi na głowę (dosłownie) podczas karmienia, gdy brak mi ręki żeby ją odsunąć i boję się, że zaraz spadnie na zasypiającą Emilkę. Różne piski i krzyki podczas usypiania Emilki też potrafią podnieść mi ciśnienie. Poza tym potrafi w ciągu minuty zamienić względny ład w bezwzględny bałagan i w tym nie ma sobie równych, chociaż niektórzy się starają ją w tym prześcignąć.
No i doszłam do tytułowego Mr. Stasia. Staś jest chłopcem mądrym, pogodnym, przytulańskim, kochanym i słodkim. Ale jest coś, co potrafi go w jednej chwili zmienić tak, że trudno mi w nim rozpoznać mojego kochanego synka. Twarz mu się wykrzywia, zaczyna warczeć lub krzyczeć i nie ma sposobu, żeby go wtedy uspokoić. Próbowałam już ignorowania, przytulania, odosobniania, prób przekupstwa, odwracania jego uwagi i... nic. Po prostu trzeba zaczekać, aż pogodny i grzeczny Staś wróci na swoje miejsce. Przyczyną może być wszystko: zepsuta zabawka, powrót ze spaceru do domu, jakiś zakaz czy nakaz. Od kiedy to trwa? Chyba od buntu dwulatka. Cały czas czekam, aż Staś z tego wyrośnie, a tu nie widać, by się na to zanosiło. Czasem są długie okresy, gdy "to" się wcale nie zdarza, a czasem bywają dwa ataki dziennie. Nie wiem jak to nazwać, czy to histeria czy napad gniewu, faktem jest, że mnie to kompletnie wyczerpuje. Co gorsza zdarza się również w przedszkolu, chociaż tam panie chyba potrafią sobie świetnie poradzić z napadami złego humoru u dzieci. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wczoraj miał dwa takie napady: pierwszy gdy Danusia pogniotła mu bezmyślnie jakieś naklejki, a drugi gdy tata kazał wracać ze spaceru do domu, bo był niegrzeczny.
No to teraz już wiecie, że Ladorusie to nie jakieś tam aniołki, tylko normalne dzieciaki, u których z grzecznością bywa różnie. A ja jestem normalną mamą, którą przy tym ponoszą nerwy.
stare komentarze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz