Jeśliby wierzyć synoptykom, w ubiegłą sobotę nie
powinniśmy nosa wysunąć poza drzwi. Miało być zimno, ponuro,
deszczowo... Nie nastawiałam się więc na opuszczanie domu. Synoptycy na
szczęście się pomylili i dostaliśmy w prezencie jeszcze jeden piękny,
jesienny dzień, słoneczny i ciepły. To pewnie jeden z ostatnich takich
dni, więc nie można było zmarnować okazji na spacer. Poszliśmy więc w
ulubione miejsce dzieciaków, nad rzeczkę zwaną Baszką, karmić kaczuszki.
Sami zobaczcie, jaki to był wspaniały spacer...
Mamy jeden rowerek (Danusi), więc dzieci jeździły nim na zmianę.
Staś jak zwykle nie ruszył się bez jakiegoś robota... Robotowi też dobrze zrobi spacer!
Cześć, kaczuszki!
Czy te kaczuszki nie wydają się Wam bliźniaczo do siebie podobne? ;)
Smacznego, kaczuszki!
Skończył się chlebek?
No to jeszcze wizyta na placu zabaw...
I już jesteśmy pod domem ;)
A ja jak zwykle nie mam ani jednego zdjęcia... Ale jeśli wierzyć mojemu mężowi, wyglądam tak:
Mamy jeden rowerek (Danusi), więc dzieci jeździły nim na zmianę.
Staś jak zwykle nie ruszył się bez jakiegoś robota... Robotowi też dobrze zrobi spacer!
Cześć, kaczuszki!
Czy te kaczuszki nie wydają się Wam bliźniaczo do siebie podobne? ;)
Smacznego, kaczuszki!
Skończył się chlebek?
No to jeszcze wizyta na placu zabaw...
I już jesteśmy pod domem ;)
A ja jak zwykle nie mam ani jednego zdjęcia... Ale jeśli wierzyć mojemu mężowi, wyglądam tak:
Na
zakończenie pragnę podkreślić, że chodzimy karmić kaczki wyłącznie z
przyczyn humanitarno-rozrywkowych, a nie politycznych! Proszę nie
wyciągać pochopnych wniosków!
Na wszelki wypadek i tak zawsze się rozglądam, czy nikt znajomy nas nie widzi ;)
Na wszelki wypadek i tak zawsze się rozglądam, czy nikt znajomy nas nie widzi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz